Ciąg dalszy historii z wymiotami i brzydkimi kupami, przerywanymi epizodami z totalnym brakiem apetytu. Aśce mimo leczenia nie mijały powyższe objawy. Tydzień temu wymiotowała kilka razy w ciągu dnia aż w jednej wymiocinie pojawiła się glista kocia, żywa, duża, ohydna. Małej od razu zaaplikowałam lek odrobaczający i w kolejnej kupie widać było martwe, wielkie glisty... Jakim cudem? Mała była odrobaczana 2x, kupy badane były też dwukrotnie, nawet wymaz z prostnicy był pobierany pod kątem pasożytów. Po zwymiotowaniu obcego wymioty zupełnie ustały. Problemy z apetytem i jakością kału pozostały. Choć bezpośrednio po podaniu odrobaka kupa była idealna. Po tygodniu Aśka dostała kolejną dawkę leku odrobaczającego, za dwa tygodnie dostanie kolejną. Jako że glisty były duże, mamy zalecenie odrobaczania małej raz w miesiącu przez okres pół roku, żeby pozbyć się pasażera na gapę z większym prawdopodobieństwem sukcesu.
Rytuałem małej stało się siku w transporterze. Aśka zwija podkład w kulkę, po czym załatwia się na plastikowe dno transportera. Wczoraj podbiła rekord ilości sików. Cała była w moczu na wizycie. W domu na dzień dobry czekała ją kąpiel, bo zapach był niemożliwy do wytrzymania.
Gdyby ktoś spytał, dlaczego byliśmy na wizycie u weterynarza. Ano herpes znów uderzył, z dnia na dzień oczy małej opuchnięte, zaklejone gęstą ropą. Znów oczka musimy kropić po kilkanaście razy dziennie różnymi specyfikami... Stąd też opóźni się kolejne szczepienie...
Z Ahsoką nie ma nudy
