Życie Leviego było przez ostatnie kilka miesięcy bardzo intensywne.
Mały musiał przyzwyczaić się do kontrolnych wizyt u weterynarza. Wyjazdy nie są jego ulubioną formą spędzania czasu, o czym bez wahania daje znać, głośno protestując podczas jazdy. Choć pobieranie krwi i USG zdecydowanie mu się nie podoba, to dzielnie daje się obsłużyć, jedynie trochę się wiercąc.
Udało nam się zwalczyć Giardię, która przez długi czas dosłownie spędzała nam sen z powiek

Mały był izolowany w łazience, co po czasie zaczęło mu bardzo przeszkadzać, coraz trudniejsze więc stało się dzielenie czasu na bycie z nim, a resztę obowiązków.
Po Giardii udało nam się również uporać z tasiemcem. Niestety góra leków, odrobaczeń i pasażerów na gapę, wpłynęła negatywnie na organizm małego. Rozpoczęliśmy więc walkę o przywrócenie brzuszka do zdrowia. Obecnie idzie nam coraz lepiej, na ostatniej wizycie zanotowaliśmy poprawę dwunastnicy. Jelita czcze wykazują nadal cechy najpewniej pozapalne, mamy podejrzenie łagodnych zaburzeń motoryki jelit, z kolei obraz węzłów wskazuje na umiarkowane wzbudzenie immunologiczne. Mały przyjmuje obecnie leki, które mają wpłynąć na poprawę, dostaliśmy również zalecenia przejścia tymczasowo na BACFa, czyli gotowaną wersję BARFa. Jesteśmy obecnie umówieni do zoodietetyczki, by ułożyła nam dostosowany do Leviego przepis.
W kwestiach zdrowotnych zależało mi również na szybkiej kastracji małego, ze względu na jego wiek. Badania krwi dały nam zielone światło i mały przeszedł zabieg w tym miesiącu. Wszystko przebiegło bezproblemowo. Po przywiezieniu do domu był jeszcze otumaniony, ale natychmiast zaczął domagać się, bym położyła się z nim na kanapie i do wieczora nie pozwolił mi z niej zejść, wygodnie śpiąc na swoim standardowym miejscu - mojej klatce piersiowej, choć czasem się zastanawiam czy jest jeszcze moja
Po zakończeniu okresu izolacji przystąpiliśmy do socjalizacji z byłą podopieczną Fundacji, a rezydentką - Hope. Ma ona bardzo łagodny charakter, więc nie spodziewałam się większych problemów. Przez te kilka miesięcy izolowania Leviego w łazience, Hope wyrobiła sobie nawyk leżenia pod drzwiami i gruchania do nowego przybysza. Bardzo szybko przeszliśmy kolejno przez etapy socjalizacji, bez negatywnych reakcji którejkolwiek ze stron.
Kicia jest od niego starsza zaledwie o rok, dlatego po połączeniu, mieszkaniem zawładnął czysty chaos

Levi nie mógł być chyba szczęśliwszy, nie dość, że w końcu mógł wyjść na salony, to po drugiej stronie czekała go towarzyszka do szalonych zabaw. Niekończące się gonitwy, zapasy, a także wspólne spanie i wzajemne mycie się, to już codzienność.
Jedną z większych zmian była również przeprowadzka. Levi jest bardzo ciekawskim kotem, który wszędzie wejdzie, wszystko zbada i nawet jak się przestraszy, to i tak się nie cofnie. Dlatego też nie bałam się zbytnio o to, jak wpłynie na niego zmiana miejsca. Zgodnie z przewidywaniami, już po wyjściu z transportera zaczął zwiedzać, a po kilkunastu minutach biegał jak szalony. Jeśli na starym mieszkaniu był dzikiem, jak go pieszczotliwie nazywam, tak nie wiem jak mogę określić to, kim się stał na nowym, o wiele większym mieszkaniu. Zdecydowanie spodobała mu się ta zmiana, a gonitwy z Hope to chyba jego ulubiona rozrywka.
Pomijając oczywisty fakt, że mały nigdy nie powinien znaleźć się w sytuacji bezdomności, cieszę się, że stanął na mojej drodze. Zakochałam się w tym małym potworku. W tym, jak gada całe dnie, jak powarkuje podczas zabawy, jak bez końca biega po całym mieszkaniu, prowadząc ze sobą rozmowy. Jak po wybudzeniu z drzemki szuka mnie po mieszkaniu i domaga się natychmiastowego położenia się z nim, by następnie ugniatać moją szyję i dalej zasnąć na klatce. Jest pod tym względem taki sam, jak Hope, dlatego czasem ich chęć pieszczot nakłada się, a ja kończę przygnieciona dwoma kocimi, śpiącymi cielskami

Bardzo cieszy mnie więź, jaka się pomiędzy nimi wytworzyła. Hope zdecydowanie dobrze zrobiło towarzystwo futrzastego przyjaciela, z którym może bawić się po swojemu.
