Braciszkowie urodzili się na Miłostowie. Razem z mamą, oswojoną kotką domową, która już znalazła domek, mieszkali pod zniszczonym kamiennym krzyżem..
Złapała je Kasia (puss) 17 pażdziernika/.
Mama ich, Zulka już ma dom, znalazłam jej przez Hakitę z forum dogomania
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=67 ... highlight=
Małe zostały, miała je w domu Karotka, niestety nie mogła ich zatrzymać w DT, bo miala jakieś problemy rodzinne. Dwa tygodnie Erni i Edi siedzieli u niej w łazience. Potem okazało się, że muszą iść gdzieś do klatki w piwnicy, bo mąż Karotki nie zgadza się na koty...
No to wzięłam ich 30 pażdziernika do siebie, bo żal było mi biednych małych. Maluszki faktycznie były dzikuski, ale oswajały się fajnie. Najbardziej lubiły moje koty i nocna zabawy z nimi
W połowie listopada ujawnił się u nich grzybek, leczony do końca grudnia orungalem i maścią, której nazwy nie pamiętam. Dostawały też przez cały miesiąc scanomune, jedną tabletkę dziennie.
Bardzo byłam przestraszona tym grzybem, ale grzyb szybko sobie poszedł, nawet ja, ani żaden kot mój osobisty nie dostał nic.
W połowie stycznia małe poszły do adopcji. Domek wydawał się wspaniały, miałam z nim kontakt telefoniczny i mailowy...
Bardzo cieszyłam się, bo małe poszły razem..
No, niestety okazało się, że kotami opiekowała się mama tego pana i wszystko było super, ale mama zmarła nagle..
Pan wyjeżdza, bo ma firmę na zachodzie i nic go już tutaj nie trzyma
Jeszcze 8 lutego wysterylizował koty u mojego weta i rozmawiałam z nim. Wszystko było dobrze.
A potem się wszystko posypało..
Mam nadzieję, że kocurki znajdą domek, należy im się, biedakom, przeżyły już dosyć..

One są bardzo wystraszone w tej chwili, potrzebują dużo uwagi i miłości.
U mnie były już całkiem fajne, spały z moją córką, bawiły z moimi kotami. Teraz pewnie znowu mają traumę, życie zmienia im się jak w kalejdoskopie..
Agata, jak tam kocury się czują?