Zaniedbałam ostatnio wątek, ale przypominam się i Lolka z nowymi jego zdjęciami:
Lolek często towarzyszy nam podczas pracy w biurze, do spania wykorzystuje wszelkie zakamarki i kartony, już w zasadzie chciałam oddać to piękne futrzaste legowisko, którego zdjęcia wrzuciłam jakiś czas temu, bo może przydałoby się innemu kotu. Wczoraj w nocy spał jednak na podłodze w legowisku przysuniętym do kaloryfera. Ucieszyłam się, bo tak jak z moim poprzednim kotem Wicusiem - nakupowałam różności, a ten nawet nie spojrzał (Wicek nie korzystał nawet z drapaka).
Loluś czuje się dobrze, ostatnio trochę odkrztuszał (może to kłaki?), więc kupiłam mu pastę i czekam na dostawę, wybieram się także do weta na przegląd. Lepiej dmuchać na zimne. Ale ma apetyt, zjadłby wszystko (ostatnio pożarł śledzia z octu!!!! na szczęście tylko kawałek, przecież mogło mu zaszkodzić...).
Opowiadałam już Marinelli podczas spotkania o zachowaniu Lolka - wieczorami wstępuje w niego demon, naprawdę. To, że jest czarny dodatkowo potęguje skojarzenie z Mefistem. Pręży grzbiet i ogon, tak że tworzą dwa łuki i tak biega po domu polując na mnie! Goni mnie i paca łapą (bez pazurków), a potem chce żeby gonić i jego. Więc drobnymi krokami (jakby skradając się) podążam w jego stronę, on zaczajony nagle wyskakuje i ucieka, chowa się, potem uciekam ja a on za mną. Kiedy przestaję, on miauczy i dalej prowokuje do zabawy. Ma straszliwy wzrok, wielkie oczy na tle czarnego futra, normalnie szatan jakiś.
Albo siada w połowie wysokości schodów (mam drewniane "ażurowe" schody bez podstopnic) i łypie na mnie z góry, próbując dosięgnąć łapą. A później jak gdyby nigdy nic, kładzie się już uspokojony, głaszczę go, prosi o jedzenie.
Nie sypia z nami w łóżku, tylko obok na złożonym kocu a czasem w osobnym pokoju na kanapie. Rano wita się z radością, mruczy, okręca.
Jest kochany, inny niż mój Wiculek (Wicek był absolutną przytulanką, ugniataczem, natrętnie okazywał miłość), ale nie szukałam klonu mojego poprzedniego kota. Lolek jest chyba jeszcze za krótko z nami, żeby nas pokochać, czasem sprawia wrażenie nieśmiałego - sam nie przyjdzie na kolana (może 2 razy mu się zdarzyło), ale wzięty przeze mnie na kolanka z rozkoszą na nich leży, odpręża się, mruczy.
No i te koty... nie toleruje żadnych kotów, w żadnej postaci, nawet zapachu innego kota. Ale o tym wiedziałam, nie jestem więc zdziwiona. Wspominam o tym w kontekście bezdomnych kotów, które dokarmiam. Nie chcę go stresować, musi wiedzieć, że ma nas na wyłączność, w końcu on jest kotem po przejściach, nie zazdroszczę mu.
Tak myślę, że on nadal musi tęsknić za poprzednią rodziną, pewnie trochę wody upłynie nim zapomni o tym wszystkim.
Przybyłem, zamruczałem, zdobyłem.