Po długiej przerwie bijąc się w pierś napiszę coś. Zdjęcia dodano (BARDZO DZIĘKUJĘ!!!!) zatem potwierdzenie, że postęp w leczeniu jest widać gołym okiem
Muszę przyznać, że Fado jest ogromnym wyzwaniem wychowawczym i towarzyskim. Jest bardzo humorzasty a na obecnym etapie leczenie nie można wszystkiego tłumaczyć jego stanem zdrowia, zatem chyba ten typ, tak ma.
Ostatnio więcej mnie nie było w domu niż byłam, co skutkowało nasikaniem do torby podróżnej (całą wizytę gości weekendowych obrażony kot przesiedział w ukochanym transporterku, nawet sesja zdjęciowa z Kingą nie zmieniła jego nastroju). W tym tygodniu znowu strzelił focha we wtorek. Foch był na tyle silny, że pół czwartku przeleżał w sypialni u sąsiadów wkurzając psa, że on na poduszce, na sypialnianym łożu, a pies na podłodze. Miał tyle frajdy, że po powrocie na swoje rewiry zapomniał, że się obraził. W sobotę były czułości i szaleństwo towarzyskości. Pobudka dzisiaj o 4 rano zmusiła mnie do zamknięcia drzwi od sypialni. Kara za to była mokra - osikana wycieraczka

. Ostatnio odbyła się drastyczna zmiana żwirku - z silikonu na drewniany ponieważ nagle okazało się, że silikonowy żwirek jest smaczny!!! No a zjedzenie go na moich oczach jest mega fajne
a propo jedzenia, to jest ogromny kłopot z mokrą karmą. Przelecieliśmy pełen zakres - od śmieciówek typu kiciuś, kitekat, whiskas - warianty z sosem, z galaretką po royal canin, animonda carny itd. Każda smakowa przygoda raczej kończy się wylizaniem sosiku lub galaretki. Oczywiście przy okazji można skubnąć kawałek mięska ale żeby skonsumować całą saszetkę? Nie ma mowy! waga poleciała w dół, zatem testujemy karmy suche - dwie trzy miseczki różne smaki i rodzaje aby wrócić do magicznego 4kg. Niestety Fado nie ma ochoty na pierś z kurczaka, ani wątróbkę ani rybkę... jeden dzień był zachwyt nad galantynką od babci...
Nadal zakrapiamy oczko (posorutin i dexamethason) i w zależności od humoru - albo jest mega złość i krzyki jakbym mordowała, albo wielkie mruczenie i przytulaski.