no - chyba w końcu przełom - temperatura w końcu spadła, wrócił apetyt, oko oko, wszystko na najlepszej drodze do pełnego zdrowia:) Wciąz jeszcze kota jest na lincospectinie - paskudztwo domięśniowe codzienne, jednak Zelda znosi to cholerstwo z iście anielską cierpliwością - wszyscy są pełni podziwu - pono boli niemiłosiernie, nawet po... A bidulka już tydzień to przyjmuje - dodatkowo to tylko jeden z kilku zastrzyków codziennych. Przeszliśmy też pobieranie krwi - no było trochę burczenia, ale żadnych ekscesów - bosz, jak ten kot się zmienił przez 3 miesiące....
Co więcej - chyba zaczyna akceptować obecność innych futer - już nie syczy i burka przy każdej próbie kontaktu - a Praksi to nawet pozwala się obwąchać;) Podkreślam, że żadnych zachowań agresywnych nie stwierdzono - są tylko ostrzeżenia w stylu "nie lubię towarzystwa" - i tyle. Ale może jeszcze polubi...?
Też czasem mam wrażenie, że koty przyzwyczajają się do bólu...
A i ich zdolności w dostosowywaniu się do nowych warunków, zwyczajów i rytuałów są niesłychane Ludziom tylko niekiedy brakuje wiary
"(...)Nie jesteś jednak tak bezwolny, A choćbyś był jak kamień polny, Lawina bieg od tego zmienia, Po jakich toczy się kamieniach."
no - dziś super wieści pomiarowe - średnia 160/100:)))))
Długo to trwało, ale w końcu chyba mamy stabilizację! Dr był w szoku - nawet mankiet zmieniał, czy aby na pewno się nie zepsuł
Oczywiście nie ma mowy o zmniejszeniu dawki leków - ciągle to maksymalnie możliwa - ale ja i tak się cieszę! Teraz w spokoju możemy czekać na wizytę u kardiologa...
Nasza kochana pięknota
O matko - jaki to z Zelduszki miziak - zwłaszcza jak nie ma mnie przez cały dzień - łazi krok w krok i nie odstępuje, śpi wtulona, zagaduje, barankuje - ach, potrafi rozbroić...
Taki mały przykład: https://www.youtube.com/watch?v=5TnerQK ... LPHyRTI9Z8
Ale najważniejsze - dziś bylim na wizycie kontrolnej u dra Dąbrowskiego - OGŁASZAMY KONIEC LECZENIA OKA!!!! Cały krwiak się wchłonął, kota widzi pono jak każdy normalny kot - oczywiście kot-pirat;) Głupio strasznie mi było, bo wzruszyłam się jak podlotek jaki, ale widać było, że cała załoga gabinetu też się cieszyła:))))) Słysząc pierwotną diagnozę, że jest ślepa i najprawdopodobniej tak już zostanie - nie dziwcie się, iż planowałam upicie się w sztok ze szczęścia, ale oczywiście czasu nie starczyło;) Może niezadługo będzie jaka dodatkowa wieść ku temu;)))))
a u Zeldzi dni mijają na spaniu, jedzeniu no i zajmowaniu się torbami:) To jedna z nielicznych rzeczy, które - obok jedzenia oczywiście - potrafią zrobić na Niej jakiekolwiek wrażenie... Generalnie po tych trzech miesiącach u nas w domu okazało się, że tak naprawdę Zelda to oaza spokoju, zrównoważenia i kociego majestatu. Przyznam Wam się, że na początku mówiliśmy na Nią Oko Saurona - nie tylko z powodu zalanego krwią i faktycznie czerwonego oka, ale i dość niecnego zachowania wobec kocich współtowarzyszy... Teraz to nasza ukochana Zel-Duszka:))))
Znowu bylim na pomiarze ciśnienia - niestety tym razem przykra niespodzianka - średnia z kilku pomiarów - ponad 200;((( Nie mam pojęcia, co mogło Ją wytrącić z równowagi - może maluchy? Też były w aucie... W domu zachowanie bez żadnych zmian... Następnym razem jednak przejażdżka tête à tête; przekonałam też się, że Zelda musi mnie widzieć jadąc - pobyt na tylnym siedzeniu skończył się po 200 metrach - czem prędzej parkowałam i zamieniałam transportery - miauk wniebogłosy:))))
A tu dowód dobrego samopoczucia Zelduszki - łazi po wyżkach:)
hmmm - jakiś dziwny format fotki, ale nijak nie mogę zrobić prawidłowego....