Oreo pokazał pół swojej natury - miauczy jak szalony, gdy jest sam i akurat postanowi wyjść zza pralki. Tak jak wczoraj, tak i dzisiaj do niego poszłam: pogłaskać, pomiziać i pogadać. No i tak robiłam przez jakieś 30 minut, a że to było po 2 w nocy, to wróciłam do łóżka. Nie dał nam spać
Dzisiaj podczas porannego prysznica to samo - chyba marudził, że hałasy przeszkadzają mu spać, bo jak wyszłam, to wrócił za pralkę spać.
Dzisiaj odbędzie się pierwsza próba socjalizacji, chociaż pierwsza to nie do końca właściwe słowo - Oreo śmignął nam między nogami dwa razy wczoraj. I to prosto na rezydentna. Póki nie podnoszę Orea Sir Kot nie reaguje agresją, zobaczymy jednak, co będzie przy dłuższym kontakcie. Na razie ani się nie rzucał na drzwi, na mnie, Mateusza czy Oreo. Tylko standardowe syki i warczenie i to tylko, gdy jego ludzie trzymają innego kota.
//Edit:
Socjalizacja zakończyła się niepowodzeniem. A raczej pierwsza próba. Oreo jest przerażony agresją Sir Kota i czym prędzej czmycha do łazienki. Jak na razie przestał miauczec (pewnie ogarnął, że nie ma po co wychodzić). Sir Kot na szmatkę z zapachem Orea warczy - na mnie też. Obrażony jak jasna cholera. Jaggal mówi, że po tygodniu powinna się sytuacja ustabilizować i szczerze mam nadzieję, że się nie myli. Następna próba będzie dopiero, jak Oreo będzie próbował sam wyjść z łazienki bez trzęsienia się.