Ewcia pisze:Buli przestaje przypominać kota z pierwszych postów tego tematu. I nie chodzi wcale o to, że wyrosły mu dodatkowe nogi, albo głowa. Nic z tych rzeczy! Po prostu Buli (zwany Miśkiem) przestaje zamulać
3. Dosięga językiem do swoich ud i brzucha, co jest niechybnie dowodem na wzrost sprawności fizycznej i spadek masy
4. Nauczył się od rezydentki tricku z otwieraniem drzwi poprzez wskoczenie na klamkę. Co prawda ze względu na swoją wagę podczas lądowania wywołuje małe trzęsienie ziemi, ale zdecydowanie ma się czym pochwalić
<3 Kocham Go! Buli ty przystojniaku! Ja mówiłam, że najpierw masa później rzeźba!
A tak na serio, bardzo się cieszę, że Buli ma tak dobrze:)
U Buliego (i nie tylko u niego) wielkie zmiany na horyzoncie! Czeka go przeprowadzka, podobnie jak wszystkich lokatorów naszego mieszkania. Od lipca Buli będzie warszawiakiem!
Ponieważ przeprowadzamy się do stolicy, podjęliśmy decyzję o adoptowaniu Miśka i zabraniu go z nami. Nie mogliśmy pozwolić, żeby Buli wrócił do szpitalnej klatki. Za dobrze się u nas czuje i za dobrze dogaduje się z Szelmą
Prawdopodobnie jutro dopełnione zostaną wszelkie formalności związane z adopcją Buliego.
Mamy nadzieję, że dzielnie zniesie podróż.
W zeszłym tygodniu miał już niewielki przedsmak podróży, ponieważ wybrał się z wizytą do Weta.
Podczas drogi był bardzo spokojny. Podobnie zachowywał się w poczekalni. Na Pana Weta zareagował bardzo dobrze. Pozwolił się pogłaskać i dał sobie zrobić przegląd najważniejszych kocich elementów
Obyło się bez przygód.
Pan Doktor zapoznał się z bogatą kartoteką Buliego, jego niedawnymi wynikami badań i zaopiniował, że Buli jest aktualnie w bardzo dobrej formie. Naturalnie nadal będziemy walczyć z jego (w sensie Buliego, nie Pana Doktora) tkanką tłuszczową
Buli sam jest świadomy potrzeby zrzucenia kilogramów, ostatnio zabrał się za treningi yogi. Zostało to udokumentowane na ostatnim zdjęciu. Nie wiemy do końca jaka to pozycja, chyba - "upadający na lekkim wietrze kwiat lotosu".
Witajcie! Dawno się nie meldowaliśmy, ale nie było okazji ku temu, ponieważ dom stały Buliego zajęty był przeprowadzką do Warszawy.
Proces przeprowadzki nie został jeszcze w pełni zakończony, ale kluczowe rzeczy zostały przewiezione do Warszawy. W ostatnią niedzielę również koty (Buli i Szelma) przetransportowane zostały do stolicy
Jeśli chodzi o Buliego to podróż spędził wzorowo - grzecznie śpiąc w swoim transporterze. Gorzej podróż zniosła Szelma, ponieważ 2/3 trasy miauczała ze swojego transportera domagając się wypuszczenia z niego
Aklimatyzacje w nowym mieszkaniu możemy obecnie już uznać za zakończoną, chociaż zwiedzanie kątów jeszcze trwa. Koty mają znacznie większą przestrzeń życiową niż w Poznaniu. Mają też znacznie więcej zakamarków, gdzie można się schować, czym przysparzają opiekunom palpitacji serca kiedy nie można któregoś z kotowatych znaleźć
w weekend byliśmy w stolicy, więc przy okazji w sobotę odwiedziliśmy Ewcię - DS Szelmy i Bulisia
Koci mają jak w raju chata duża, balkon oszklony
Buliś - oaza spokoju. Ewcia mówi że trochę schudł ale najważniejsze - skończyły się problemy skórne na grzbiecie i futerko jest już śliczne, czarne, jedwabiste
na początku nasza wizyta go zestresowała, ale nie schwał się nigdzie, siedział na swoim fotelu i obserwował, jednocześnie odsuwał się trochę jeśli ręka się zbliżała. Na szczęście po jakimś czasie (może z 2 godziny) podszedł do M, strzelił mu baranka a następnie usiadł na fotelu obok i patrzył i czekał kiedy M zrozumie że ma przyjść i głaskać a miziankom nie było końca
Co może myśleć bywalec forum widząc nowy wpis w temacie kota, który kilka lat temu został wyadoptowany z fundacji, zwłaszcza jeśli w temacie tym nic się nie działo od kilku lat?
Raczej nic dobrego. Życie biegnie swoim rytmem. Opiekunowie, którzy dali stały dom zajmują się swoimi sprawami oraz opieką nad bohaterem danego wątku.
W końcu przychodzi ten dzień kiedy trzeba napisać post i ułożyć ostatnie akapity historii danego kota. Robi się to z szacunku do samego pupila, ale przede wszystkim z szacunku wobec wszystkich ludzi, którzy w swoim czasie pomogli temu kotu. W końcu czujemy się wobec nich zobligowani do przedstawienia zakończenia historii Buliego. Ten post pisaliśmy w myślach wiele razy, ale dopiero po dwóch miesiącach znaleźliśmy w sobie siłę aby pochylić się nad klawiaturą i ubrać myśli w ten wpis.
Zakończenie życia przez Buliego łączy w sobie medyczną tajemnicę oraz pechowy splot wypadków. Jak sami wiecie Buli nie należał do kotów specjalnie aktywnych. Poruszał się po mieszkaniu głównie dostojnie spacerując, może ze dwa razy dziennie siląc się na krótkie sprinty podczas zabaw z drugim naszym kotem - Szelmą. Preferował głównie: drzemki na łóżkach, drzemki na parapetach urozmaicając je... drzemkami na osiatkowanym balkonie. To właśnie było przyczyną, przez którą kiedy w czerwcu do Polski przyszły intensywne upały, a oba nasze koty zaczęły wykazywać większą niż zwykle bierność umknęło nam to, że Buli nie jest zwyczajnie zmęczony upałem, a jednak coś mu dolega. Pewnego dnia, kiedy po kilkugodzinnej nieobecności w domu znaleźliśmy Buliego w tym samym miejscu kiedy wychodziliśmy, a do tego nie palił się do odwiedzenia kuwety i sprawdzenia zawartości misek pojechaliśmy z nim bez zwłoki do weterynarza. Pobranie krwi do badań, zastrzyki na wzmocnienie i antybiotyk. Podana została też kroplówka, a Buli został na obserwacji.
Miał bardzo słabe wyniki krwi (trzy miesiące wcześniej robiliśmy mu badania i według weterynarza wyniki miał wtedy "w normie"), z tego powodu Pani Weterynarz, która go prowadziła postanowiła zrobić mu dodatkowo test na obecność FIV. Byliśmy po prostu załamani kiedy dostaliśmy telefon z informacją o tym, że Buli ma FIV. Od razu pojawiły się dwa pytania: co dalej oraz skąd on mógł zarazić się FIV? To drugie pytanie jest dla nas zagadką, której chyba nigdy nie rozwikłamy.
Podjęliśmy rzecz jasna walkę o wyprowadzenie Buliego z obecnych dolegliwości licząc, że pomimo FIV jeszcze przez jakiś czas zostanie z nami. Niestety, kilka różnych antybiotyków, regularne kroplówki, a nawet bardziej eksperymentalne specyfiki stosowane w przypadkach kotów z FIV, które nie reagują na normalne teriapie nie dawały efektów. Buli nie potrafił sobie poradzić z chorobą, która go zmogła, a po 9 dniach wizyt w klinice weterynaryjnej ilość leukocytów była jeszcze niższa niż pierwszego dnia (zaczynał z 2,1 a po 9 dniach leczenia miał 1,9). Do tego ilość płytek krwi spadła do rekordowo niskiej wartości. Buli był oczywiście jak zawsze bezproblemowym pacjentem, bez skargi znoszącym kolejne zastrzyki i wenflony, współpracował z nami w przeciwieństwie do jego organizmu. Co prawda po antybiotykach przez pewien czas funkcjonował całkiem dobrze - apetyt dopisywał i kuwetę odwiedzał, ale kiedy skutki działania antybiotyków mijały z trudem funkcjonował. Po długiej i szczerej rozmowie z prowadzącą go Panią Doktor podjęliśmy trudną dla nas decyzję o ulżeniu mu w cierpieniach.
Nie histeryzowaliśmy (ale ryczeliśmy jak bobry, nadal potrafimy uronić łzy) przesadnie. Wiedzieliśmy po prostu, że Buli już swoje przeżył. Miał w końcu 10-13 lat - dokładny wiek nieustalony rzecz jasna, jak to u bezdomnych kotów. Przeżył u nas 3 lata i 3 miesiące, a my staraliśmy się, aby mógł żyć w komfortowych warunkach i w spokoju. Co prawda liczyliśmy, że pożyje z nami jeszcze kilka długich lat, ale widać los chciał inaczej. Buli to był kot idealny - spokojny, inteligentny i bezproblemowy. Nie przepadał za obcymi i najbardziej lubił kiedy wszyscy byliśmy w komplecie w domu, a on mógł położyć się przy nas na kanapie w dużym pokoju. Będzie go nam bardzo brakowało i zawsze będziemy go ciepło wspominać.
Walcząc o zdrowie Buliego otrzymaliśmy od losu drugi cios. W końcu skoro Buli miał FIV, więc musieliśmy sprawdzić co z drugim naszym kotem - Szelmą. Niestety, okrutny los nie miał dla nas litości. Również Szelma ma FIV. Trudno się dziwić skoro tak długo razem mieszkały. To jak oba nasze koty zaraziły się FIV jest dla nas niestety tajemnicą. Nie miały kontaktów z kotami z FIV, i przez cały czas były niewychodzące. Czy to Buli był nosicielem i zaraził Szelmę czy też było odwrotnie? Zadajemy sobie to pytanie z czystej ciekawość, bo teraz niestety nic już to nie zmieni. Zrobimy jednak wszystko, aby Szelma pomimo FIV przeżyła możliwie długo.
Ewcia, tak bardzo mi przykro
Wasz przypadek przeczy teorii i doswiadczeniom innych osób, że FIV przenosi sie tylko płciowo i podczas walk...
Wydaje się, że w takim razie testy musiały wyjść fałszywie ujemne..
Ale, raczej mało prawdopodobne, że u obu kotów...
No chyba, że była wtedy jakas trefna pula testów.. albo wet robił coś niezgodnie z procedurą...
Ja niestety nie pamiętam, kiedy i gdzie Buli i Szelma były testowane...
Może też nie bylo zachowane okienko...
Nie wiem, czy po takim czasie ktoś jeszcze coś pamięta..
Ale na pewno trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość...