Mala trochę zapozowała w sobotę, jak tylko pojawia się zdjęcia, to wrzucę

Coś się u niej zmieniło? Hm, pomyślmy...
Żebraka na własnej piersi wyhodowaliśmy

Wystarczy wejść do kuchni a Seti już miauczy i się łasi. Nawet jeśli przed chwilą dostała pełną michę miękkiego. oduczamy ją (tj. nie reagujemy na miauczenie), ale przed nami długa droga. Nawet Sir Kot jest zaskoczony, bo nie wie, skąd to mogła podłapać.
Daje się wziąć na ręce. Tak tak, dobrze czytacie

Co prawda przy podnoszeniu jest miauk, że jak to tak, ją na ręce, hańba!, ale po sekundzie wtula się w człowieka i mruczy jak traktor.
Nie podskakuje i nie zwiewa na widok ręki, ale szczerze wątpię, że będzie to kot typowo na kolana. Raczej to człowiek musi wykonać ten pierwszy, ostrożny krok, chociaż Seti coraz bardziej interesuje się, dlaczego rezydent tak często do nas podchodzi. Na razie na odległość mniejszą niż smyrnięcie noskiem (nie liczę momentów, w których jesteśmy w kuchni) nie podeszła sama z siebie.
Z rezydentem dogadują się dobrze. Nadal są gonitwy, ale rzadziej, plus Seti częściej je inicjuje. To znaczy zaczepia rezydenta i ucieka pod stół. Zabawę sobie znalazła (o 4 rano!

)
Sierść ani nie wypada, ani nie odrasta (jeśli tak, to bardzo wolno). Idziemy po raz trzeci do weta, ale skoro nie ma pogorszenia, a stosunki z rezydentem się poprawiły, to chyba znak, że jednak musiała się skubana za intensywnie myć.
A, no i śpi na łóżku

Albo na spodniach M. Albo na jego plecaku. Już nie stroni od ludzkich zapachów
