Widzę rodzinne podobieństwo...
Banshee i Budda osykują wszystko i wszystkich, na początku to brzmiało, jakbym miała kłębowisko żmij w pokoju... Na szczęście z upływem czasu tendencja do bycia gadami u nich spada i coraz częściej przypominają sobie, że są słodkimi koteczkami, chociaż do sukcesu jeszcze daleko

I też są ze sobą bliźniaczo zżyte, razem śpią i najswobodniej bawią się też we dwójkę, chociaż lubią inne koty, zwłaszcza Budda jest ich ciekaw i czasem próbuje ocierania (oczywiście po otarciu się należy choć raz zasyczeć). Banshee mniej chętnie podchodzi do futer, ale kiedy Dżenu się obok niej kładzie, to sobie mruczy i jest bardzo zadowolona. Przed ludziami oboje jeszcze uciekają, ale jak się zacznie głaskać np. drzemiącego delikwenta (Banshee), to traktorek jest. A kiedy innego delikwenta się przemocą złapie (Budda), to jest taki atak miłości, że szok - traktor, tulenie, wystawianie brzuszka, noski, aż z pyszczka kapie!
Ale puść go tylko, to znów jesteś chodząca zgrozą
