Filmiku nie obiecuję, ale spróbuję Dziś rano Tosia krewetkowała u mnie w pościeli
Zdrówko nieźle - przynajmniej oceniając po samopoczuciu koty. Bawimy się, jemy, dzielnie łykamy tabletki... Robimy szeregi badań, żeby ustalić, czy problem faktycznie jest po stronie nerek, czy może na przykład wątroby... Jak się czegoś dowiemy na pewno, to damy znać!
Tosia mnie zadziwia - nieodmiennie co wieczór dostaje strzykawką do pysia leki i nieodmiennie po wypuszczeniu jej z ręcznika (w którym przepięknie udaje kocie purrito), wraca do mnie z podniesionym ogonem i miną "no dobra, obowiązki za nami, pora na przyjemności" W tym kocie są takie pokłady miłości do człowieka, że to się w głowie nie mieści :3
Badania krwi potwierdziły u Tosi niewydolność nerek. Na tę chwilę kota samopoczucie ma b. dobre, konsultujemy z panią weterynarz podawanie leków i jesteśmy umówione na kontrolne badanie krwi i moczu za dwa miesiące. Na szczęście sytuacja jest dobra i nie musimy koteły kroplówkować - ograniczamy się do podawania leków "na purrito" (zdjęcia dalej nie mam, ale to wina mojego Małża, który ma teraz nocki i nie ma kto potrzymać aparatu )
Mamy za to takie piękności:
Puszek-kłębuszek:
"Draw me like one of your french girls..."
(kolorek na brzusiu to przebarwienie futerka, które będzie stopniowo schodziło wraz z wymienianiem sierści)
I moje ulubione:
(Z niedyskretnym, acz przypadkowym lokowaniem produktu xD)
Obiecuję usiąść do wpisania parametrów w pierwszej wolnej chwili (bo muszę przy kompie a nie z telefonu )
Dzisiaj - przełom. W sypialni, w której teraz rezyduje Tosia i czasem Silana (dziewczyny mają pakt o nieagresji) - na łóżku byczy się Królowa Malina. Położyłam się do towarzystwa i momentalnie pojawiła się Tosia. Leżakuje przy moim drugim boku (naprzeciw Maliny) i obie mruczą.
Jeszcze tylko niech Pigla zaakceptuje tę małą kochaną kulkę, jaką jest Tosieńka i będę w siódmym niebie
Mam pecha, bo mój komputer odmówił posłuszeństwa i nie mogę się chwilowo dostać do tych wyników Ponadto Małż ma nocki i nie ma kto nagrywać Tosieńki, która domaga się ode mnie głasków. Musicie więc sobie to wyobrazić:
Człowiek wraca do domu po pracy, zmęczony. Pod drzwiami sypialni kręci się mały cień, cichutko pomiaukując głosikiem pełnym nadziei (jak nas nie ma, to dla świętego spokoju Tosia jest sama w sypialni). Otwierają się drzwi i kotek robi hyc! na łóżko, bo to przecież pora mizianek - ma tutaj zwykle konkurencję, ale to nie ten dzień. Człowiek pada na łóżko jak stał, bo dzień był męczący. Kotek też pada - tuż obok. Przez chwilę mruczy, turlając się w miejscu, ale ponieważ ręka sama nie wędruje do kotka... kotek robi łapką pac i... przyciąga rękę do siebie. Po kilku głaskach zmęczona ręka opada i wtedy znowu pac... i Tosia przyciąga rękę, i tak się tuli samym koniuszkiem noska i pyszczka do palców, że zwyczajnie nie można temu uroczemu noskowi z kropką odmówić...
Tośka - mimo pewnej niechęci między nią a Piglą - szwenda się po całym mieszkaniu, szukając człowieka. Do jej ulubionych miejscówek należy sofa przy kuchni (także dlatego, że można się pod nią schować, jakby co), bo człowieki lubią tam siedzieć wieczorami, a siedzenie z człowiekiem jest najlepsze na świecie Człowiek głaszcze, można mu się wpakować na kolana i pomruczeć, a nawet jak czasem podaje leki, to potem daje kociego cukierka i dalej jest spoko.
I tylko o tej czwartej rano, jak Tosia bardzo by się chciała pobawić myszką, albo drapakiem, albo chociaż własnym ogonem, to człowiek spod kołdry wydaje jakieś takie ponure dźwięki. Dziwny taki