Mała przypominajka, dlaczego właściwie warto pomagać kotom...
Bonucci - kiedy trafił do fundacji, był już nieomal ślepy, brudny, wychudzony, a do tego strasznie dziki i nieufny, w łazience chodził po ścianach, a każda próba zbliżenia się do niego skutkowała atakiem, takim niemarkowanym, z zębami i pazurami.
Takie to było, o. Obraz nędzy i rozpaczy.
A teraz?

Bonuczek to piękny kocur, o słusznych gabarytach (a będzie jeszcze większy pewnie) i niesamowicie puchatym futrze, z ogonem jak u szopa niemalże. Otworzył się i złagodniał, chociaż miziakiem nie jest, nie szalejmy - to nadal kot bardziej towarzyszący i chociaż obecność człowieka zupełnie go nie rusza, to nie ma szans, żeby przyszedł na kolana czy domagał się pieszczot. Głaskać go jednakoż można, ale na jego warunkach - spokojnie, bez tarmoszenia, bez gwałtownych ruchów, cały czas mając świadomość, że lada chwila może zmienić zdanie i czmychnąć. Czmycha jednak coraz rzadziej i coraz śmielej pokazuje brzuszysko, a kiedy złapie za dłoń, to robi to ot tak, jakby od niechcenia, bardzo delikatnie.
I kocha koty. Uwielbia je, ubóstwia, potrzebuje, szuka u nich oparcia i ciepła, przy byle okazji radośnie barankuje. Na początku kurczowo trzymał się Zazy, obecnie bawi się ze wszystkimi, zatem w pakiecie z siostrą iść nie musi, ale żeby był jedynakiem, to stanowczo mowy nie ma - jest idealnym materiałem na dokocenie!