Minął tydzień odkąd Pingwinia urzęduje poza klatką

wcześniej była wypuszczana w obecności swoich człowieków. Wychodziła, oglądała z ciekawości pokój, ale wracała z powrotem do klatki.
Na zdjęciu poniżej:"Zaginiona dziedziczka szlachetnego rodu Korytarzowych" - w trakcie pierwszego zwiedzania pokoju poza klatką. Piękna z niej kota.

Na początku chciałam zostawić ją za kratkami dopóki nie nauczy się głaskania ręką, ale kota z jednej strony coraz bardziej rozmiziakowywała się przy smyraniu patykiem, ale z drugiej była czasem dosyć spięta brakiem możliwości wycofania. Tak więc klatka została w pokoju jeszcze na tydzień, ale miała stale otwarte drzwiczki, co by nie robić na raz za dużej rewolucji u tej dość strachliwej kotki. Kotce się to spodobało ^^ Oczywiście nadal podejrzewa, że ludzkim przysmakiem może być kocinina. Z tego powodu jednym z jej ulubionych miejsc jest rolada z karimaty (odłożona na bok po spakowaniu klatki, została, bo kotu tam tak pasuje...

). Roladę te traktuje jak kryjówkę, ale do oswajania jest dosyć komfortowa. Mamy do niej łatwy dostęp, można wygodnie przy niej usiąść. Wtedy wystarczy tylko na chwilę podrapać patykiem po policzku i już odpala mruczando. Jak nie patrzy, zmieniam patyk i zaczynam drapać ją dłonią. Bardzo to lubi, dopóki się nie orientuje, że to ludzka ręka i patrzy z dezaprobatą. Kiedy nadal próbuję ją głaskać ręką, zostaję obdarowana ostrzegawczym podniesieniem łapki. Jeżeli ciągle jadę po bandzie - wtedy pacnięcie i foch.
Poniżej filmiki, na których widać, jak lubi mizianie (jeszcze z klatki):
https://youtu.be/lnYGz-f2CFw
Na drugim filmiku przykładowe kołowanie Pingwiny i zamiana patyczka na dłoń, kiedy nie patrzy... No i jej reakcja, kiedy się orientuje: "Człowiek, co to ma być...?"
https://youtu.be/PsTqPZGGXfg
"Pacnięcie i foch" - może nie brzmi to optymistycznie... Ale na początku "pacnięcie" kończyło sie dla mnie rozlewem krwi, teraz Pingwi nie wystawia pazurków - po prostu daje znać, że jeszcze się boi. "Foch" z kolei na początku oznaczał trzęsawkę w kącie klatki i konieczność wyjscia z pomieszczenia, żeby kotka się uspokoiła. Teraz wystarczy posmyrać ponownie patykiem i kota z powrotem mruczy. A jeszcze jak dostanie smakołyk...Pingwinka obżartuchem nie jest, byle czego nie zje... księżniczka... ale za to smakołyki lubi

w tym wypadku też widać poprawę. Wcześniej musiałam położyć jej ciasteczko na posłanku, odsunąć się i dopiero wtedy jadła (jeszcze jak była w klatce). Teraz jak jej podsunę pod pysio na dłoni - zje! Ba! Potrafi nawet wyjść ze swojej rolady po przekąskę! (nie pożarłam jej wtedy, kto by pomyślał

) W czasie naszej nieobecności kota lubi sobie też posiedzieć na parapecie w charakterze monitoringu, na drzewku, na taborecie... - ogólnie korzysta z większej swobody, zwłaszcza nocą, co słychać (wtedy imprezuje z piłeczką):D Podsumowując, myślę, że pozbycie się klatki wpłynęło na kotkę korzystnie. Oczywiście oswajanie idzie powoli, ale z perspektywy czasu widać zmiany. Czuć od niej inną energię. Jest bardziej pewna siebie (w porównaniu z początkiem), bardziej żywiołowa, radosna... tak się z niej śmieję czasem, jak sie zapomina np. wchodzę do pokoju (o ona poza roladą). No i Pingwi leci do rolady w trybie niskopodłogowym, bo jeszcze ją człowieki pożrą! Ale okazuje się, ze człowiek trzyma michę w ręce... No konflikt interesów... więc Pingwi zatrzymuje się przed roladą, zawraca w moją stronę, stąpa pewnie, patrzy ciekawsko i wyczekująco, radosny błysk w oku... No po prostu uroczy, domowy kotek

niestety micha nie była jeszcze napełniona, więc wróciła opcja rolady... Z Pingwi często wychodzi taki kotek-młotek - z jednej strony dzika, ale z drugiej strony te człowieki to mają różne przydatne funkcje... Widać, że to kwestia przełamania, przekonania się do ludzkich (bezpośrednich) głasków, a będą z niej koty miziaste. No cóż pracujemy dalej...

Poniżej zdjęcia we wspomnianej wcześniej roladzie

Mruczy i ugniata łapkami, jak się ją smyra:)

Udało mi się cyknąć fotkę poza roladą - słoneczko grzało, a koty są leniw...ekhem...energooszczędne... więc Pingwi trochę się ociągała z ucieczką przed potencjalnym kotożercą...

(ten cień po lewej, to doniczka w kształcie kota, która stoi na parapecie - tak wygląda jakby Pingwi rzucała swój cień niezgodnie z jakimikowliek prawami fizyki o.O)
