
Templi
Moderatorzy: crestwood, Migotka
Minęły dwa dwa miesiące. Kiedy? Nie wiem. To nie jest tak, że myśli się codziennie. W natłoku spraw i obowiązków, kiedy czas przecieka przez palce, a doba magicznie się kurczy, rzeczy minione spycha się na plan dalszy. Na później, które nie nadchodzi. Templi przeminął dwa miesiące temu, a z nim jego panowanie w fivkarni. Na miejscu jego klatki pojawiła się inna (z innym kotem), a w między czasie zniknęły wszystkie kocyki i posłanka, na których leżąc, pozował nam do zdjęć. Templi nie lubił innych kotów, głośnym burczeniem wyrażał swoją pogardę dla nich, odchodził kawałek ostentacyjnie i podchodził do człowieka od drugiej strony udając, że tego drugiego kotka nie ma, skoro już go nie musi widzieć. Niestety Templi nigdy nie miał człowieka tylko dla siebie, choć tak bardzo o tym marzył.
Pamiętam, ze kiedy się u nas pojawił, jego klatka stanęła na półpiętrze schodów. Nie było miejsca dla kolejnego kota. Był wtedy wychudzony i cały obolały. Nie wiedzieliśmy czy przeżyje. Ze łzami w oczach patrzyliśmy na niego. Na to jak płacze z bólu nie mogąc się najeść, na to jaki jest głodny. Rok temu, w październiku, przesiadywałam obok jego klatki. On wychodził z niej i przytulał głowę do mojej nogi, czasem skrabał się na kolana. Pamiętam, że potrzebował tej asysty by jeść. Pamiętam namawianie go głaskami.
Tylko tyle życia udało się dla Ciebie wyszarpać. Albo może aż tyle. Przykro mi, że nie miałeś swojego człowieka, takiego na wyłączność. Że ostatnie dni spędziłeś w klatce, w szpitaliku Zmęczony.
Pamiętam też te dobre momenty, gdy wybrzydzałeś na to jaką karmę Ci blendujemy i próbowałeś coś tam podkradać w kuchni. Kiedy rywalizowałeś z innymi kotkami o głaski i wyzywałeś na nie
Żegnaj kocie, o nietypowej urodzie z osobliwą plamą na mordce.
To nie jest tak, że myśli się codziennie. To momenty, które kulą w gardle stają.
Pamiętam, ze kiedy się u nas pojawił, jego klatka stanęła na półpiętrze schodów. Nie było miejsca dla kolejnego kota. Był wtedy wychudzony i cały obolały. Nie wiedzieliśmy czy przeżyje. Ze łzami w oczach patrzyliśmy na niego. Na to jak płacze z bólu nie mogąc się najeść, na to jaki jest głodny. Rok temu, w październiku, przesiadywałam obok jego klatki. On wychodził z niej i przytulał głowę do mojej nogi, czasem skrabał się na kolana. Pamiętam, że potrzebował tej asysty by jeść. Pamiętam namawianie go głaskami.
Tylko tyle życia udało się dla Ciebie wyszarpać. Albo może aż tyle. Przykro mi, że nie miałeś swojego człowieka, takiego na wyłączność. Że ostatnie dni spędziłeś w klatce, w szpitaliku Zmęczony.
Pamiętam też te dobre momenty, gdy wybrzydzałeś na to jaką karmę Ci blendujemy i próbowałeś coś tam podkradać w kuchni. Kiedy rywalizowałeś z innymi kotkami o głaski i wyzywałeś na nie

Żegnaj kocie, o nietypowej urodzie z osobliwą plamą na mordce.
To nie jest tak, że myśli się codziennie. To momenty, które kulą w gardle stają.
- KrisButton
- Posty: 3713
- Rejestracja: 18 lis 2014, 14:17
- Lokalizacja: Luboń