Wczoraj, gdy wróciłam z pracy żadnej reakcji. Normalnie wdzieram się do domu pokonując kota. Leżała w najdalszym końcu łóżka i nic, nawet jak do niej zagadałam. Dopiero jak się położyłam obok to odwróciła głowę. Nie jest to foch, jest osowiała. Ale przynajmniej je i nie wymiotuje. Biegunki też już nie ma.
W zeszłym roku i teraz to nie triaditis, bo leczyłoby się dłużej.
Wczorajsza próba podania kroplówki skończyła się porażką i szramą przez całą moją dłoń. Mniej doświadczona techniczka, kota już wiedziała co jest grane. A i ja już miałam dość, przez co byłam mniej zdecydowana. Od poniedziałku spędzam wolny czas w klinice/klinikach, bo mam jeszcze na głowie kotkę po sterylce aborcyjnej i 4 maluchy. Oczywiście maluchy były posądzone o nerwowość koty, ale kitka zaczęła rzygać przed ich przybyciem.
Mięsa mam na razie nie dawać tylko gotową karmę - co mnie średnio przekonuje. Ale w tym celu to ja się na barfnym świecie skonsultuję.
Jedyny plus, że miała zrobione badanie krwi wcześniej niż zamierzałam. Ma nieco podwyższony AspAT. Ale to musiałbym zweryfikować na zdrowym organizmie.
Od jakiegoś czasu noszę się by ściągnąć u niej kamień. Ale już wiem czemu tak to odwlekam. Po jej popisach jestem już ciężko przerażona. To histeryczka i furiatka. Nienawidzi ludzi. Ja mam naprawdę ogromne przywileje. Reszta ludzkiego gatunku może nie istnieć. Scena przy wyciąganiu wenflonu - czytaj przecinaniu plastra (specjalnie poprosiłam o słabszy) - taka, że ktoś z poczekalni zapytał czy na żywca jej nogę urywają. A w domu aniołek, jedynie lekko sfoszony.
uta pisze:
A jak wyglądały te objawy neurologiczne? Kurde, tolfedine, to dają każdemu kotu przy byle okazji...
na gorączkę, przeciwbólowo, przy infekcji wirusowej jako i bakteryjnej, i jak nie wiadomo co jest, to zwykle też, niby osłonowo - przeciwzapalnie itp... a tu taka jazda

Była tak spastyczna, zwłaszcza w odcinku szyjnym. Rozszerzone źrenice, szeroko otwarte oczy. Gdy otwarłam w domu kontener wyszła i natychmiast się położyła. Ale tak dziwnie, jakby pozycja ustalona boczna. I brak reakcji. Gdy ją ruszyłam wstałam i ministerstwo śmiesznych kroków. Ogłupiona i zdezorientowana. Do tego drgawki i co jakby tiki. I w takim stanie też się broniła, naiwnie pani doktor wierzyła, że pozwoli sobie pomóc. Jej wrzask aż mi serce rozdzierał, bo walczyła jak o życie (kolejny raz przypomniałam sobie czemu nie jestem wetem). Po podaniu sterydu dostała kroplówkę - po prostu leżała na boku.
Poprzedniego dnia też dostała Tolfine, ale wtedy drżenie zrzuciłam na karb wlewu podskórnego i ją okryłam. Po powrocie do domu miała mega apetyt i nie było takich objawów. Więc dzień później to musiała być jakaś kumulacja leku. No w każdym razie kazałam wpisać na czerwono do książeczki.