Ze zdrowiem Docenta wiąże się kwestia ciśnienia krwi, które podczas kolejnych badań na przestrzeni roku było coraz wyższe i wyższe, mimo podawania leków i zwiększania ich dawki. Podczas przedostatniego badania było już 220

Zaczęliśmy od nowa szukać przyczyn. Pierwszymi podejrzanymi były nerki, które zawsze na usg wyglądają tak sobie. Jako, że w wynikach badań krwi nigdy nie wyszło nic niepokojącego, zabraliśmy go na kontrolne usg, mając przy okazji nadzieję, że uda się także pobrać mocz do badania.
Nic niepokojącego nie wykryto. Nerki są mniejsze niż podczas poprzedniego badania, ale w dalszym ciągu w normie. Powiedziano nam jednak, że zmniejszenie nerek niekoniecznie jest dobrym znakiem - trzeba monitorować, czy dalej się nie kurczą...
Kolejnym krokiem będzie kardiolog, ale niestety musimy poczekać do stycznia, gdyż nie załapaliśmy się już na grudniową wizytę.
Niemniej podczas wizyty przy okazji kulki na pyszczku (która nota bene pięknie się wchłonęła, póki co), skontrowaliśmy też ciśnienie. Ale tym razem inaczej niż zwykle.
Po pierwsze: prawie nie czekaliśmy na wejście do gabinetu (zwykle czekamy ok. godziny)
Po drugie: Docent był badany jako pierwszy (zwykle - jako ostatni)
Po trzecie: nie był wyciągany z transportera
Pomiar ciśnienia: 145
Dawno już podejrzewałam, że te wskazania mogą być efektem jego charakteru - Docent jest wszak cholerykiem...
Jeśli kulka na pyszczku znów się pojawi, mamy zebrać wydzielinę do badania. Chyba, że uda się przyjechać zanim pęknie.
Podczas szczegółowych oględzin okazało się też, że Docuś ma bolący ząb trzonowy...

Z tym też będzie trzeba zrobić porządek
