Kot, który kocha nienażarty
Parę razy opisałam już tutaj nieogarniony kuchenny tupet naszych kotów. Wszystkich, ale przede wszystkim adopciaków. Tych słodkich, paskudnych, kochanych, niesfornych maluchów. Wiem, nie ma się czym chwalić. To wszystko świadczy o naszych marnych zdolnościach pedagogicznych w kocim zakresie. Traktujcie to więc nie jako chwalenie się, nie jako popisywanie, nie jako bezmyślne epatowanie sensacją, ale jako przestrogę dla kocich wychowawców.
Tym razem opowieść jest krótka. Nie było żadnych podchodów, skradania się, nieudanych prób, zawahań. To znaczy - może i były, ale ja ich nie widziałam. Ja już przyszłam jak już było po wszystkim. Chociaż w zasadzie było w trakcie. A było to tak.
Wzięłam się za przygotowywanie obiadu, ale jak to Matka Polka z rękoma do kolan, robię na raz pięć rzeczy, wyszłam więc na chwilę z kuchni do garderoby. Nie było mnie chwilę, dosłownie mgnienie oka, no może kilka małych minut. I z tej nie tak odległej przecież od garderoby kuchni, słyszę jakieś pobrzękiwania, stuki, puki, szurania, chroboty. Coś jakby manifestacje sił nadprzyrodzonych. Halloween się zbliża, myślę sobie. Jak nic, są to zjawiska nadprzyrodzone i paranormalne.
- … - pomyślałam sobie.
- Hmmm… - pomyślałam wyraźniej.
A jeżeli to jest zjawisko całkiem przyrodzone, lecz w wykonaniu paranienormalnym, czyli w duecie sierściowo-domowym ?! Pognałam więc czym prędzej w kierunki domowej jadłodajni, a tam… stanęłam. Popatrzałam. Prawie zapłakałam. Chwyciłam tylko leżący obok aparat.
- Sfilmuję - pomyślałam (życie jak widać samo zmusza czasem do myślenia) - cóż mi pozostało. Na kuchence zostawiłam garnek z królikiem. Garnek stał jeszcze na kuchence. Pośród zresztą innych nieco porozstawianych naczyń kuchennych. Ale już bez królika. Królik był za to obok - w zębach i objęciach Nastii oraz w towarzystwie Dunii.
- Trzeba było myśleć zawczasu - pomyślałałam.
https://www.youtube.com/watch?v=W6QFqmH ... x&index=18