Dwa dni temu minęły dwa miesiące odkąd Srebrusio u nas jest.
Pomyślałam, że napisze coś o niej jako o kocie "niedostępnym"... Jak wiele osób chciałam kociaka miziaka, pchającego się na kolana, ugniatającego, proszącego się o głaski. Jednak to Sreberko, nieufna do ludzi koteczka skradła mi serce. Urzekła mnie nie tylko jej wizualna atrakcyjność (i słabość do szarych kotów

), ale też to, że znam kotkę również z FKP, będącą u przyjaciółki, która jest przekochaśnym kotem

Ale nie była taka od początku... Stąd zapragnęłam zdobyć serduszko Sreberka. Ze świadomością, że wszystko może się zmienić nawet o 180 stopni, a Sreberko kiedyś mnie ugniecie.
Na chwilę obecną nadal sama z siebie nie przyjdzie do mnie, pomijając sytuacje przysmaków na ręce czy pory karmienia. Jednak są rzeczy, które nie miałyby miejsca jeszcze ten krótki czas temu. A mianowicie...
Sreberko nie zawsze ucieknie, czasem po prostu przewróci się na ziemie świadoma tego, że zaraz zaleje ją fala miłości... Tj głaskania
Sreberko mruczy. Cichutko, ale mruczy. Przy tym zamyka oczka i widać, że się relaksuje.
Czasem śpi z nami w łóżku.
A co mnie najbardziej cieszy, mam dostęp do jej brzuszka. Z początku myślałam, że nie lubi być tam głaskana, ale najwidoczniej po prostu nie wyrażała zgody. A czemu mnie to tak cieszy? Bo Sreberko ma tak nieziemsko mięciutkie futereczko, inne niż na grzbiecie.
Srebro czasem otrze mi się o nogi... Kiedy szykuję jedzenie oczywiście
Srebrusio śpiące na mnie.
