To teraz ja. Wieści mam niewesołe
Firletka nie żyje. Wczoraj podobno wet wysłuchał u niej szmery w płucach (i nic jej nie podał

). Ale kolację zjadła normalnie Dziś rano była osowiała, spała zamiast się bawić. Po powrocie z zajęć zabrałam ją do weta, charczała, dusiła się, dostała biegunki, szczękościsku, płakała z bólu

. Wbiegłyśmy do gabinetu, mała miała 33 stopnie... Zgodziłam się na eutanazję. Zdaniem Dąbrowskiego była to nadostra forma PP
Do Dąbrowskiego pojechałam, ponieważ chciałam się upewnić co do diagnozy grzybicy jaką postawili na AR. Podobno nie oglądali kociąt lampą, nie wzięli zeskrobin, nie sprawdzili pod mikroskopem, czy nie ma świerzbu

. Sprawa z Firletką wynikła nagle. U Lwiej i Lubczyka Dąbrowski potwierdził grzyba (ale szczęśliwie małe punkciki), wszystkie mają świerzb w uszach. Zamiast Fungidermu (który uznał za lek nieskuteczny i do tego toksyczny) zalecił Imaverol. Po coś na świerzb mam przyjść w piątek.
Ogólnie rokowania dla reszty są fatalne

Jeśli będą miały szczęście przeżyją, jak nie czeka je los Firletki. Grzyb to nie jest już nasz główny problem.
Dąbrowski oczywiście (jak to on) nastraszył mnie, że mimo szczepień Damazy i Beti też są zagrożone PP

. Próbuję mu nie wierzyć.
Zamiast Fungidermu spróbuję z AR wyciągnąć coś na ten świerzb, może dadzą zamiennie.
Kociaki odrobaczyliśmy.
I czekamy
