Wszystkie razem cechują się niepojętą kreatywnością – uwielbiają się razem bawić. Dlatego najchętniej polecałabym je parami.
Borys (początkowo myśleliśmy, że jest kocurkiem) – mama całej gromadki. Cały czas pracujemy nad jej oswojeniem, ale na razie nie próbujemy jej dotykać. Jest coraz śmielsza i coraz pewniej się czuje w mieszkaniu. Ośmiela się wziąć jedzenie z ręki, choć widać, że kosztuje ją to sporo wysiłku. Dla niej również marzy mi się dom. Jest przepięknym kotem. Zdjęcia nie oddają jej urody. Mordkę ma tygrysią, ogromne zielone oczy. Futerko wygląda jak ze srebra. Ogon i łapki prążkowane.


Tygryska jest najspokojniejszym kociakiem z rodzeństwa. Jako jedyna też do tej pory do perfekcji opanowała jedzenie z ludzkiej ręki. Na kolanach człowieka czuje się nadal nieco niepewnie, ale odpowiednio ululana, słodko zasypia. Jest przepięknie, unikalnie umaszczona.



Czarna ma przepiękny biały paseczek nad górną wargą. Jest najbardziej śmiała i odważna z rodzeństwa. Wszystko ją ciekawi. Wzięta na kolana staje się małym leloszkiem.


Szara jest największym złośnikiem – syczy pro forma z byle powodu. Ale wzięta na ręce zamienia się w największą przytulankę świata. Ma ogromne „shrekowe” oczy i przepiękne jasno szare futerko w czarne paseczki i kropki.


A tu jeszcze wspomnienie chorych oczu i kataru
