Dostaliśmy telefon od jednej z osób pracujących w Wielkopolskim Centrum Onkologii na Garbarach, o małej kotce która w weekend nagle pojawiła się przy stadzie 4 dzikich kotów, które mieszkają na terenie szpitala. Ale była zupełnie inna od tamtych kotków, przeganiana przez nie, z raną na nodze, smutna siedziała na ławce i mokła, kompletnie nie mogąc się odnaleźć w nowym otoczeniu. Dzisiaj udało się spakować koteczkę i dostarczyć do nas na sterylizację i oględziny. Na miejscu okazało się, że to kocurek, w dodatku nie koniecznie mały, bo weterynarz ocenił go na około 1,5 do 2 lat. Za to ma typową baby-face

buźkę młodego kociaka. Rana na nodze została opatrzona, pobrana krew na badania i zrobione testy. Chłopak jest zdrowy. Tytusek zniósł wszystko bardzo dzielnie, nawet przez chwile nie protestował. Przy okazji okazało się, że już dawno jest wykastrowany, pewnie miał kiedyś właściciela.
Skąd wziął się 3 dni temu na terenie szpitala- nie wiadomo, wiadomo na pewno, że tułać się musiał od dłuższego czasu, bo jest skrajnie wychudzony (ma ledwo ponad 2 kg) i niemiłosiernie brudny. Mimo to chłopak nie traci pogody ducha i w życiu codziennym nieustannie towarzyszy mu mruczenie. Jak tylko trafił w warunki domowe, od razu odżył, zaczął brykać z myszką, bawić się frędzelkami kanapy, drapać karton. Widać, że kocha człowieka ponad wszystko, cały czas by siedział na rękach i trykał baranki, potrafi chwycić łapkami za rękę, przyciągnąć do siebie i się o nią ocierać, jakby sam się głaskał

Na razie tylko tyle możemy o nim napisać, bo jest u nas dopiero od kilku godzin, ale już zdążył skraść nasze serca
Tytus na picasie
https://plus.google.com/photos/11010396 ... banner=pwa