Łapaliśmy kotkę, zdrową, dziką, kilkuletnią... Co mamy? Kocurka, chorego, oswojonego, nawet nie rocznego...
Zgadzają się tylko dwie sprawy - miejsce bytowania i umaszczenie; aha - jeszcze geny, bo to jednak syn tej panny, którą mieliśmy w planach:)
Dlaczego Kopernik - no cóż, dla porządku wszystkie koty przybywające do Fundacji określamy miejscem bytowania (i ewentualnie kolejnym numerem, jeśli jest ich więcej).
Teraz wszystko jasne:)
O Koperniku było jednak coraz to głośniej - najpierw za sprawą poważnego zapalenia płuc, z którym już do nas trafił, najprawdopodobniej jako powikłanie kociego kataru - lekarz stwierdził, że sam by się z tego nie wykaraskał - to znowu tajemniczy koci łut szczęścia... Zresztą walczymy z płucami cały czas jeszcze! Jako że oczy trza zakraplać kilkanaście razy dziennie - Kopernik bardzo szybko okazał się kotem nie tylko oswojonym, ale wręcz strasznie przylepnym, barankującym każdy fragment człowieka, uwielbiającym spać na kolanach, a przede wszystkim - idealnym pacjentem...
Kot zostaje u nas - nie może trafić tam, skąd przyszedł, ale to tymczasowe "imię" już funkcjonuje - zatem powitajcie w naszym gronie przekochanego kociego badacza - czego - to się jeszcze okaże:)
Kopernik na ZDJĘCIACH i FILMACH.