Maluchy goszczą u nas. Po kilku bardzo nerwowych dniach związanych z problemami aklimatyzacyjnymi powoli wychodzimy na prostą. Zmiana otoczenia wpłynęła bardzo stresująco na kociaki. Gryzły nas, drapały, syczenie na porządku dziennym. Ciocia Ola z Fundacji zareagowała na zgłoszenie bardzo szybko, pojawiła się klatka, obróżki i lek uspokajający. Maluchy zostały zapakowane do klatki podczas mojej nieobecności, a ja po powrocie do domu z pracy zobaczyłam inne koty. Dały się pogłaskać, nie syczały. Uspokoiły się do tego stopnia, że po trzech dniach otworzyliśmy klatkę. Spodziewałam się , że wychodzenie z klatki będzie stopniowe, że będą wracać, ale gdzie tam... Wyszły i dały czadu. Hitem dnia okazała się pościel :kulały się po niej, biegały, obejmowały poduszki. Zwiedziły całe mieszkanie truchtem, biegały i bawiły się ze sobą, zaczęły ok 21-szej , a ok 1-szej w nocy daliśmy im delikatnie znać , że sąsiedzi pod nami są zaznajomieni z faktem, że współpracujemy z fundacją, ale też chcą spać. Na szczęście maluchy były już zmęczone zabawą i posnęły.
No i mamy pierwsze uczucia w stadzie

, kiedy maluchy były w klatce to obok klatki często siadał Błażej no i jak Kafka wyszła z klatki to go prawie nie odstępuje na krok. Adresat tego uczucia jest trochę oszołomiony i szuka wsparcia u rezydentki, która jest większa od niego (chyba lubi duże kobiety), ale Kafka nie odpuszcza, jest dziewczyna uparta i walczy o swojego rycerza
Pifko z kolei poszedł po bandzie i wczoraj spał pod stołem na krześle obok przywódcy czyli rezydenta, znaczy się nikt mu już nie podskoczy
Kociaki są wszystkim zainteresowane, wszystkie zabawki już przetestowane, drapak też nie stanowi problemu.
Jeszcze wczoraj jadły osobno, a dzisiaj już przyszły do kuchni i jadły z pozostałymi kotami.