Włochate szpliny
Znacie te momenty w życiu, gdy czujecie, że przestajecie kontrolować sytuację ? Gdy nie panujecie nad tym co się dzieje ? Gdy nie macie wpływu na to, co zdarza się i to cyklicznie ? W takim przypadku większość z nas stara się unikać tego, udać w bezpieczne miejsce, wrócić do azylu jakim jest najczęściej dom.
Ale gdy TO właśnie dzieje się w waszym domu ? Gdy pozostaje wam tylko bezsilnie patrzeć no to samo, co się rozgrywa codziennie. Gdy możecie jedynie pozostać biernymi obserwatorami. A mając w domu gromadkę rozbrykanych kociąt jest się na to po prostu skazanym. I to bezapelacyjnie.
TO się dzieje codziennie. TO się zdarza każdego wieczoru. Późnego wieczoru. Zwykle dobrze po 22. I w niektóre ranki. Wczesne poranki. Tak między piątą a szóstą. I jeżeli mieszkasz w bloku, i to nie nad piwnicą, tylko nad jakimiś ludźmi, to z drżeniem serca za każdym razem zastanawiasz się: kiedy sąsiad przyjdzie do Ciebie ze skargą. Albo pójdzie naskarżyć do Spółdzielni. Albo za zakłócanie ciszy nocnej naśle na Ciebie Policję.
Scenariusz zawsze jest ten sam. Siedzisz zmęczony na kanapie. Albo leżysz już w łóżku zasypiając. A może nawet już zasnęłaś. I wtedy nagle przez pokój przemyka błyskawica: czarna, szylkretowa. To zależy kto jest tym razem liderem tego wyścigu. Bo to o wyścig właśnie chodzi. Taki sam, jak te nocne, nielegalne, miejskimi ulicami. Tylko w tym wypadku mieszkaniowymi bezdrożami.
Nagle więc przez pokój przemyka błyskawica. A dwa kroki za nią następna – jedna lub dwie. Ze strasznych tupotem – wyobraź sobie silniki Harley-Davidsona z turbodoładowaniem, pracujące na najwyższych obrotach i pozbawione tłumików – taki mniej więcej hurkot małych stópek towarzyszy kocim wyścigom. Mknie przez pokój, skok na fotel, odbicie o oparcie i już wraca tą samą trasą. Różnokolorowym korowodem przemyka do sąsiedniego pokoju i na chwilę milknie. Po chwili wybucha ze zdwojoną energią znowu mknąc przez pokój, skok na fotel, lądowanie na parapecie i… w tym momencie zamiera w bezruchu. A za nim na podłodze zamiera peleton. Nagły skok nad głowami kocich obserwatorów i rozmyty korowód mknie znowu przez pokój, przedpokój, aż znika w najdalszym pokoju… na chwilę tylko. Bo znowu z niego wypada, przebiega iskrą przez wszystkie pomieszczenia. Czarny lider skacze na siedzisko fotela – pogoń jest już tuż za nim. Ale on w tym momencie odbija się od oparcia i ponad głowami zamarłego z wrażenia stadka, wywijając w powietrzu salto z obrotem przelatuje za nimi i nie zwalniając ani na chwilę wypada z pokoju. Stadko z lekkim opóźnieniem startuje i rusza w pogoń za liderem. Po chwili…
I tak z 10…15 minut. Bez przerwy. Co wieczór. I w niektóre ranki. Codziennie.
I jak tu narzekać na normalność ?
