Oczywiście nie z nami, ale jednak. Wieczorem leżeliśmy i czytaliśmy, Dyniutek między nami (na podusi), Tosinka gdzieś spaceruje, Korinka w salonie (gdzie przesiaduje razem z nami! tylko pod kanapą lub za). Standardowo słyszeliśmy dźwięki zabawy, piłeczek, kartonu, Tosinka lubi takie rzeczy, wiadomo... Kiedy to poczułam futrzany ruch koło siebie i okazało się, że Tosinka przyszła mnie pozaczepiać. Czyli w salonie to nikt inny, jak Korinka, gania myszę (charakterystyczny ciężki dźwięk myszki ze skoncentrowanej kocimiętki), odbija przypadkiem piłkę (plastikowa, odbijała się aż do przedpokoju), biegnie za piłką z pomieszczenia do pomieszczenia, a potem siup pod kanapę i dalej tę myszę masakruje

Po chwili wstałam z nadzieją, że może nie ucieknie, to zchlebkowała się skubana pod stolikiem i udawała, że to nie ona patrząc bacznie, czy jej nie pogonię

Wróciłam więc do pokoju, a Tosinka pobiegła do Korinki i następną godzinę się ganiały po pokoju (skutecznie przeszkadzając w zaśnięciu). Rano jak gdyby nigdy nic zastałam całą trójkę śpiących na kanapie.
Także jestem PRZESZCZĘŚLIWA, a Korinka dostanie dziś w nagrodę kawałeczek wołowinki
