Morri pisze:A jak Cody po przeprowadzce Astor?
Trudno ocenić, bo od jakiegoś czasu Cody jest w bardzo kiepskim stanie i psychicznym i fizycznym. Nałożyła się na pewno na to i alergia i grzybica i remont w mieszkaniu i wyprowadzka moich kotów i mnie. Z Astor od kilku miesięcy nie był już blisko zżyty. Chyba takie ochłodzenie stosunków nastąpiło, jak Astor zrobiła się bardzo odważna w stosunku do obcych. Wcześniej, jak ktoś przychodził do mnie, to bunkrowały się gdzieś razem i to Ich chyba do siebie zbliżało. Później Astor się przełamała i jak ktoś przychodził, to przestała się ukrywać, a wręcz przychodziła i ocierała się o nogi.
Cody jak do tej pory nie przełamał się. Każdy dzwonek domofonu czy do drzwi powoduje u Niego ucieczkę na oślep i schowanie się najlepiej pod kołdrą, jak trafi na nią po drodze.
Do tego teraz ma ranki na pyszczku, pod bródką i na łapce. Częste wizyty u weta są dla Niego bardzo stresujące. Wczoraj podczas robienia opatrunku łapki (nie bolało Go to) był tak wystraszony, że trudno było nad Nim zapanować.
Niestety w domu nie ma szans na zrobienie Mu samemu opatrunku. Nie da się też Go ubrać w kołnierz, bo nawet obróżki feromonowej nie toleruje i kiedyś udusiłby się w niej, gdyby nie moja szybka interwencja.
Pewnie trochę czasu minie, zanim znów osiągnie równowagę...
Myślałam, że pozostawienie Go pod opieką come-here w dotychczasowym miejscu, z kotami które zna, będzie dla Niego mniej stresujące niż przeprowadzka do nowego miejsca, ale nie wiem, czy się nie myliłam...
Na szczęście Astor coraz lepiej w nowym miejscu.
Tutaj nawet mam pierwsze fotki wyluzowanego koteczka w ds
