W sobotę zrobiłam nowe fotki łapek Oberona - różnica ogromna, wielki krok naprzód. Nawet zastanawiałam się, czy nie wstawić fotek normalnie, bo już tak nie raziły drastycznością.
W niedzielę rano Obi miał słaby apetyt, zmoczył opatrunki w kuwecie, więc zmieniłam. Wydawało mi się, że łapki są zimne, ale pomyślałam, że to przez te mokre kompresy. Masowałam, wydawało się, że zrobiły się cieplejsze. Założyłam świeże opatrunki - właściwie tylko zabezpieczające przed urazem mechanicznym, bo ranki były suche.
Nie było mnie w domu jakieś 4 godziny. Kiedy wróciłam, od razu usłyszałam wycie Oberona. Zawodził straszliwie, dyszał jak pies, oddychając szybko, płytko. W kuwecie siku i kupa: trochę normalnej i trochę rzadzizny. Leżał normalnie na posłanku, ale cały bok miał umazany w tego rzadkiego. Szybko wzięliśmy go pod kran, żeby nie zamaczając reszty, zmyć brud. Położyłam go na tapczanie, żeby było mu wygodniej. Zaczęła się śluzowa biegunka. Pierwszy raz w życiu widziałam coś takiego. Obi był już spokojniejszy, ale zwinęłam go na Mieszka. Dostał dwa antybiotyki, kroplówkę z elektrolitami. Uspokoił się, biegunka ustała, spał spokojnie. Weta zaniepokoił szmer w sercu, twierdził też, że nie wyczuwa tętna w tętnicach udowych, ale powiedział, że po biegunce i przy zaburzeniu gospodarki elektrolitowej tak się może dziać.
W poniedziałek czuł się wyraźnie lepiej. Pojadł, popił, wzięty na ręce mruczał, ale wyraźnie pogorszyła się motoryka - nie był w stanie stanąć na tylnych łapkach. Wcześniej w miarę swobodnie się na nich przemieszczał - do kuwety, czy na drugi koniec tapczanu lub na jego oparcie. Zimne końcówki. Ranki zrobiły się ciemniejsze. Pojechaliśmy do weta na umówioną wcześniej kontrolę.
Zebrało się nad nim trzech wetów. Tylne łapki zimne, ale weci orzekli, że tętno w tętnicach udowych wyczuwają. Szmer w sercu. Nikt nie pomyślał o zagrożeniu życia. Wszyscy zmartwieni zimnymi łapkami. Niedzielne dyszenie i przyspieszony oddech zinterpretowany jako reakcja na stres.
Wróciliśmy do domu. Obi wyraźnie sfrustrowany, że nie daje rady podnieść tyłka, że wlecze łapki za sobą. Ale uspokaja się przytulony do mnie. Przebudziło mnie jego zawodzenie, znów dyszenie, płytki szybki oddech. Przed 5 rano

Taksówka, Mieszka, reanimacja. Serduszko zaskoczyło tylko na chwilę. I nic. Pustka.