a Cleofas to nie mój kotmarinella pisze:a cleofasio to cio
Bolek i Damianek: szylkreta i tri
Moderatorzy: crestwood, Migotka
- fuerstathos
- Posty: 8458
- Rejestracja: 15 cze 2006, 9:49
- Lokalizacja: Poznań
- fuerstathos
- Posty: 8458
- Rejestracja: 15 cze 2006, 9:49
- Lokalizacja: Poznań
- fuerstathos
- Posty: 8458
- Rejestracja: 15 cze 2006, 9:49
- Lokalizacja: Poznań
- drevni.kocur
- Posty: 2268
- Rejestracja: 11 kwie 2006, 9:40
- Lokalizacja: Poznań
- fuerstathos
- Posty: 8458
- Rejestracja: 15 cze 2006, 9:49
- Lokalizacja: Poznań
Dziewczyny zamieszkały na Jeżycach. Uwagę obecnych opiekunów zwróciła Bolek, ale dali się namówić na obie - co dwa koty to nie jeden
Myśleli o dwóch, ale nie byli pewni, czy dwa koty mogą żyć w niewielkim mieszkaniu. Ponieważ kotki świetnie się dogadują, nie będą toczyły wojen terytorialnych, a większość czasu i tak spędzały razem na jednej kanapie, stwoerdzono, że zamieszkają razem.
Wczoraj panny w nowym domku schowały się w najciemniejszy kąt. Teraz z niecierpliwością czekam na wieści.
Wczoraj panny w nowym domku schowały się w najciemniejszy kąt. Teraz z niecierpliwością czekam na wieści.
-
maa
Cześć, to my wzmiankowany nowy domek dla Bolka i Damianka. :-)
Streścimy wam jak przebiegł pierwszy dzień kotków w naszym mieszkaniu.
Kotki przywiezione zostały wczoraj wieczorem i właściwie do razu czmychnęły do kuchni by tam schować się we wnęce między ścianą zewnętrzną a kuchenką. We wnęce trzymaliśmy ziemię do kwiatków i impregnaty do butów i raczej nie spodziewaliśmy się że zmieszczą się tam dwa, niemałe przecież, koty. Udało im się to jednak i to dobrze że przez jakiś czas w ogóle nie było widać kotów. Szybko zrobiliśmy tam więcej miejsca i... no cóż, zostawiwszy jedzenie i picie w miseczkach, czystą kuwetke i zgaszone światło, zaczęliśmy zbierać się do snu.
Słyszeliśmy co jakiś czas poruszenie dobiegające z kuchni (najprawdopodobniej wysypywanie żwirku). Postanowiliśmy dać kotom święty spokój - ostatecznie był to dla nich dzień pełen emocji. Zasypiając, słyszeliśmy jeszcze że koty wyruszyły na nieśmiały rekonesans po mieszkaniu (odgłosy drapania, poruszania przedmiotów itd.). Wzięliśmy to za dobry omen.
Gdzieś około drugiej w nocy obudziło nas straszliwe zawodzenie - kotki miauczały rozpaczliwie, tonem smutnym wielce. Poderwaliśmy się z łóżka by sprawdzić czy coś im się nie stało. Po tak dokładnym sprawdzeniu kociego stanu na jaki nam pozwoliły (jak tylko się poruszyliśmy ponownie czmychnęły do wnęki za kuchenką) stwierdziliśmy że kotom nic nie jest. Postanowiliśmy dać im więcej jedzenia - może były głodne? Jedzenie wzbudziło zainteresowanie, ale miauczenie nie ustało. trwało, z krótkimi przerwami (na wstanie, zobaczenie że nic im nie jest i powrót do łóżka) do samego ranka, który to ranek nastąpił wyjątkowo wcześnie...
Dziś oboje mieliśmy masę zajęć, więc kotki zostały na dobrych kilka godzin same. Gdy Milena wróciła do domu - Bolek leżała na naszej pufie, oczywiście natychmiast zwiała z powrotem do skrytki gdy tylko mogła.
I tak to w zasadzie trwa do teraz (póki co nie zaczęły miauczeć). Bolek czyni nieśmiałe podchody (sycząc na nas gdy tylko za długo się jej przyglądamy
), a Damianek schowana we wnęce wychodzi tylko na siusianie i jedzenie. W ogóle Bolek jest odważniejsza. Początkowo martwiliśmy się że Damianek gdzieś zniknęła, bo nigdzie nie było jej widać, a Bolek skutecznie ją zasłaniała we wnęce (jak już pisałem, nie wiedzieliśmy że wnęka jest "dwukotowa"). Dopiero podczas którejś wymuszonej pobudki udało się ujrzeć zmykającą Damianek, zawsze puszczaną przodem przez Bolka.
No, cóż cała długa noc przed nami. Mam nadzieję, że dziś kotki dadzą nam się wyspać :-)
Streścimy wam jak przebiegł pierwszy dzień kotków w naszym mieszkaniu.
Kotki przywiezione zostały wczoraj wieczorem i właściwie do razu czmychnęły do kuchni by tam schować się we wnęce między ścianą zewnętrzną a kuchenką. We wnęce trzymaliśmy ziemię do kwiatków i impregnaty do butów i raczej nie spodziewaliśmy się że zmieszczą się tam dwa, niemałe przecież, koty. Udało im się to jednak i to dobrze że przez jakiś czas w ogóle nie było widać kotów. Szybko zrobiliśmy tam więcej miejsca i... no cóż, zostawiwszy jedzenie i picie w miseczkach, czystą kuwetke i zgaszone światło, zaczęliśmy zbierać się do snu.
Słyszeliśmy co jakiś czas poruszenie dobiegające z kuchni (najprawdopodobniej wysypywanie żwirku). Postanowiliśmy dać kotom święty spokój - ostatecznie był to dla nich dzień pełen emocji. Zasypiając, słyszeliśmy jeszcze że koty wyruszyły na nieśmiały rekonesans po mieszkaniu (odgłosy drapania, poruszania przedmiotów itd.). Wzięliśmy to za dobry omen.
Gdzieś około drugiej w nocy obudziło nas straszliwe zawodzenie - kotki miauczały rozpaczliwie, tonem smutnym wielce. Poderwaliśmy się z łóżka by sprawdzić czy coś im się nie stało. Po tak dokładnym sprawdzeniu kociego stanu na jaki nam pozwoliły (jak tylko się poruszyliśmy ponownie czmychnęły do wnęki za kuchenką) stwierdziliśmy że kotom nic nie jest. Postanowiliśmy dać im więcej jedzenia - może były głodne? Jedzenie wzbudziło zainteresowanie, ale miauczenie nie ustało. trwało, z krótkimi przerwami (na wstanie, zobaczenie że nic im nie jest i powrót do łóżka) do samego ranka, który to ranek nastąpił wyjątkowo wcześnie...
Dziś oboje mieliśmy masę zajęć, więc kotki zostały na dobrych kilka godzin same. Gdy Milena wróciła do domu - Bolek leżała na naszej pufie, oczywiście natychmiast zwiała z powrotem do skrytki gdy tylko mogła.
I tak to w zasadzie trwa do teraz (póki co nie zaczęły miauczeć). Bolek czyni nieśmiałe podchody (sycząc na nas gdy tylko za długo się jej przyglądamy
No, cóż cała długa noc przed nami. Mam nadzieję, że dziś kotki dadzą nam się wyspać :-)
hmmmmmaa pisze:No, cóż cała długa noc przed nami. Mam nadzieję, że dziś kotki dadzą nam się wyspać :-)
moje kotki juz co prawda nie chowają sie nigdzie
za to jeden lubi sobie zawodzić o roznych porach dnia i nocy
o 5 czy o 3 rano kiedy w mieszkaniu jest cicho jak makiem zasiał jego "słowiczy" głos wybudza nas ze słodkiego snu
właczają mi sie wtedy mordercze instynkty


