Po pierwsze - Szafran od razu po wyjściu z transportera poczuł sie jak u siebie - ogon podniesiony, wyprostowane nogi... Po chwili był w wannie (On zaprawdę jakoweś inklinacje do wody czuje...)
A rano zastałam go na blacie umywalkowym - tak sobie spał... Początkowo byłam przerażona, że tak z przymusu, bo na pewno nie potrafił zejść - ale nic bardziej mylnego - po prostu na pięterku czuł się jednak bezpieczniej...
Natomiast wymiękłam, jak zobaczyłam, jak On się tam gramoli - po grzejniku drabinkowym i ręczniku - no i już jest!
Bawi się myszami jak młokos - oczywiście widzący młokos
Czyli pełna aklimatyzacja! Szafran bał się po prostu... klatki.
Dzisiejsza wizyta - mocz nieszczególny, ale jako że kot czuje się świetnie i szybka kastracja jest bardzo wymagana (być może to hormony wywołują zmiany w pęcherzu) okulista zdecydował się na jutrzejszą operację...
Już od wczoraj zakraplamy oczy; niestety na atropinę Szafran zareagował najgorzej jak mógł kot - obfitym ślinotokiem... Jest to dla Niego na pewno bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne... Dlatego też niestety reaguje na mój głos ucieczką - bo doszły jeszcze 2 inne rodzaje kropli, mniej drażniących, ale jednak kropli... Albo będziemy mieć traumatyczne przeżycia (bo to dopiero wstęp...), albo kocio pojmie w czym rzecz i będzie się to odbywać jak u Zeldy po tygodniu - "na śpiku" jak to mawiała moja zacna Babcia:)
GODZINA ZERO JEST RÓWNO W POŁUDNIE...
Kocurka odbieram dopiero ok. 19...