
Płotka, Tuńczyk, Pirania i Delfina
Moderatorzy: crestwood, Migotka
kontrola jakości - to nie powinno tu stać i to nie powinno tu stać i to też nie powinno tu staćHith pisze: Delfina szybko odkryła drapak w sypialni, a Płotka doniczki na parapecie (jedną nawet zdążyła przewrócić - opiekunowie szybko się nauczą, które rzeczy nie powinny stać w zasięgu kota).

powodzenia!
- Danielajli
- Posty: 38
- Rejestracja: 08 wrz 2016, 23:57
- Lokalizacja: Kalisz
- Danielajli
- Posty: 38
- Rejestracja: 08 wrz 2016, 23:57
- Lokalizacja: Kalisz
Nasze Rybki na ten moment, z niecierpliwością hasają po naszym domostwie, w oczekiwaniu na ich pierwszą poważną podróż, do mojego domu na Święta. Spędzą 2 godziny razem w transporterze w samochodzie - jak do tej pory nie miały większego problemu przebywania razem na takiej małej przestrzeni, także mam nadzieję, że obejdzie się bez większych kryzysów.
Jak na razie, według wszystkich znaków na niebie i ziemii, Giardia została pokonana - dwa kontrolne badania kału były negatywne (wiem, że to akurat nie jest ostateczne potwierdzenie, ale na razie cieszymy się tym małym zwycięstwem). Nadal jednak kontrolujemy sytuację, bo 2 tygodnie po kuracji nadal sporadycznie spotykamy krew w kupalach. Jedna rezydentka została dogłębnie sprawdzona, czy aby to nic innego, druga też będzie badana. Akurat u Rybek tej krwi jest minimalna ilość i rzadko lub wcale - ale i tak jesteśmy czujne. Wet powiedział, że przyczyną może być ogólne wyniszczenie ścianek jelit i teraz będziemy próbować diety jak najbardziej mokrej lub też nawet pomyślimy o opcji weterynaryjnej. Zobaczymy czy sytuacja będzie się pogarszać.
Dzisiaj Pirania była również kontrolnie u weterynarza, jeszcze przed podróżą, bo nadal wychodzą jej glutki z oczu oraz przyuważyłyśmy u niej zwis skórny na brzuchu. Lekarz i chirurg obmacali i na ten moment stwierdzili, że chociaż nie wiedzą bez specjalistycznych badań co to jest dokładnie - na pierwsze obmacanie nie wygląda to na przepuklinę, ani nic bardziej groźnego. Może to być już taka wrodzona właściwość anatomiczna naszej łowczyni. Oczka niby są charakterystyczna dla kotów po przejściach, czy też niedożywionych w kocięctwie, węzły chłonne i osłuchowo bez zarzutu, także na oczka dostała kolejne kropelki plus immunodol do 10 stycznia kiedy to będzie miała wizytę kontrolną. Poza tym, zbliża się już dobry czas na sterylizację, także na pewno trzeba będzie to obejrzeć przy okazji.
Zastanawiamy się też, czy aby nasze Piru Riru nie zaczyna marcować, bo taka się już zaczepialska zrobiła, tak do nas mruczy i każe się miziać, że to już podejrzane. Na razie żadnych oczywistych oznak nie ma - daje nam spać, nie posikuje, nie drepta. Ale coś czuję, że już nas powoli przygotowuje psychicznie.
Frustrujące jest to, że tak chciałam mieć Rybki ogarnięte przed podróżą, a przeoczyłam u Tuńczyka małą opuchliznę przy górnym ząbku. Ale już trudno, jakby się coś działu to w Kaliszu też mają fajnych weterynarzy i to jeszcze bardzo blisko mua
A tak poza tym, to całe nasze stado żyje sobie spokojnie. Jest rozpieszczane dobrym mięskiem i miziankami. Ostatnio tylko trochę się wynudziło, bo wpadliśmy w ciąg świąteczno-zakupowy i bez siły wracaliśmy po pracy/uczelni do domu. Same się muszą ze sobą bawić, a że notorycznie gubią piłeczki i myszki, to mają ograniczony repertuar zabawek. Ale już im obiecałam, że wybawię je przez święta - niech mają!
Zdjęcia zamieszczę w kolejnym poście, aczkolwiek Rybeńki jakoś się drastycznie nie zmieniły od ostatnich fotek. Nadal dostojne i piękne. Tzn. na pewno Pirania, Tuńczyk to w sumie co najwyżej piękny i wiecznie wyluzowany pod własnym ciężarem.
Jak na razie, według wszystkich znaków na niebie i ziemii, Giardia została pokonana - dwa kontrolne badania kału były negatywne (wiem, że to akurat nie jest ostateczne potwierdzenie, ale na razie cieszymy się tym małym zwycięstwem). Nadal jednak kontrolujemy sytuację, bo 2 tygodnie po kuracji nadal sporadycznie spotykamy krew w kupalach. Jedna rezydentka została dogłębnie sprawdzona, czy aby to nic innego, druga też będzie badana. Akurat u Rybek tej krwi jest minimalna ilość i rzadko lub wcale - ale i tak jesteśmy czujne. Wet powiedział, że przyczyną może być ogólne wyniszczenie ścianek jelit i teraz będziemy próbować diety jak najbardziej mokrej lub też nawet pomyślimy o opcji weterynaryjnej. Zobaczymy czy sytuacja będzie się pogarszać.
Dzisiaj Pirania była również kontrolnie u weterynarza, jeszcze przed podróżą, bo nadal wychodzą jej glutki z oczu oraz przyuważyłyśmy u niej zwis skórny na brzuchu. Lekarz i chirurg obmacali i na ten moment stwierdzili, że chociaż nie wiedzą bez specjalistycznych badań co to jest dokładnie - na pierwsze obmacanie nie wygląda to na przepuklinę, ani nic bardziej groźnego. Może to być już taka wrodzona właściwość anatomiczna naszej łowczyni. Oczka niby są charakterystyczna dla kotów po przejściach, czy też niedożywionych w kocięctwie, węzły chłonne i osłuchowo bez zarzutu, także na oczka dostała kolejne kropelki plus immunodol do 10 stycznia kiedy to będzie miała wizytę kontrolną. Poza tym, zbliża się już dobry czas na sterylizację, także na pewno trzeba będzie to obejrzeć przy okazji.
Zastanawiamy się też, czy aby nasze Piru Riru nie zaczyna marcować, bo taka się już zaczepialska zrobiła, tak do nas mruczy i każe się miziać, że to już podejrzane. Na razie żadnych oczywistych oznak nie ma - daje nam spać, nie posikuje, nie drepta. Ale coś czuję, że już nas powoli przygotowuje psychicznie.
Frustrujące jest to, że tak chciałam mieć Rybki ogarnięte przed podróżą, a przeoczyłam u Tuńczyka małą opuchliznę przy górnym ząbku. Ale już trudno, jakby się coś działu to w Kaliszu też mają fajnych weterynarzy i to jeszcze bardzo blisko mua

A tak poza tym, to całe nasze stado żyje sobie spokojnie. Jest rozpieszczane dobrym mięskiem i miziankami. Ostatnio tylko trochę się wynudziło, bo wpadliśmy w ciąg świąteczno-zakupowy i bez siły wracaliśmy po pracy/uczelni do domu. Same się muszą ze sobą bawić, a że notorycznie gubią piłeczki i myszki, to mają ograniczony repertuar zabawek. Ale już im obiecałam, że wybawię je przez święta - niech mają!
Zdjęcia zamieszczę w kolejnym poście, aczkolwiek Rybeńki jakoś się drastycznie nie zmieniły od ostatnich fotek. Nadal dostojne i piękne. Tzn. na pewno Pirania, Tuńczyk to w sumie co najwyżej piękny i wiecznie wyluzowany pod własnym ciężarem.
- Danielajli
- Posty: 38
- Rejestracja: 08 wrz 2016, 23:57
- Lokalizacja: Kalisz
***Nadal bez zdjęć, bo mam trochę problem z ustrzeleniem dobrego momentu***
Podróż do mojego domu przebiegła o wiele gorzej niż zakładałam. Rybki mimo tego, że miały sporo miejsca w transporterze, to leżały jedna na drugiej, przyciśnięte do drzwiczek i ciągle wyciągały łapki. Przez calutką podróż musiałam je miziać. Stawiam na to, że przede wszystkim było za ciemno (jechaliśmy wieczorem). Nawet moja rezydentka - weteranka podróży długich i krótkich koniec końców, pierwszy raz w swojej karierze obsikała kocyk w transporterze. Rybki obył się bez takich ekscesów, ale Pirania co jakiś czas piszczała, a obie Rybki raz dawały się miziać i leżały (niby spokojnie), a raz zamieniały się w agresywne pazury.
Na szczęście, będziemy wracać do Poznania krócej i w dzień i na wszelki wypadek zero radia, gdyby to tez im przeszkadzało.
Po wyjściu z transporterów Tuńczyk po 5 minutach już był u siebie, natomiast Pirania wbiła się w ciemniejszy możliwy kąt i sama wyszła dopiero po 15 minutach. Ale musiała sama wyjść, ani piórka, ani mięsko jej nie przekonało.
Na szczęście w tym momencie obie Kociambry są zrelaksowane i mają obcykaną każdą powierzchnię płaską w domu.
Tuńczyk - i to chyba już jest standard - zaliczył w nowym miejscu kupę poza kuwetą i to jeszcze w wykopanej z doniczki ziemi (oczywiście wykopanej własną łapą). Potem powtórzył to również z wersją ciekłą, ale po zabezpieczeniu doniczek folią już nie przejawia takich zachowań.
Oczywiście kwiatki są ulubioną atrakcją Rybek. W Poznaniu, oprócz trawy dla kotów, żadnej innej rośliny na oczy nie widziały (może poza uschnięta paprotką współlokatora, ale jest ona za bardzo nie dostępna dla nich), to też chętnie skubią listki. Ale da się to opanować - Piranię wystarczy zająć czymś innym, np. piórkami, a w przypadku Tuńczyka, przenieść kwiat gdzieś bardzo wysoko, bo za bardzo nie jest zainteresowany skokami na wysokościach.
Przy czterech kotach, o dziwo, choinka cały czas stoi, ani razu nie przewrócona, bez ani jednej brakującej bombki czy zerwanych światełek. Oczywiście zainteresowanie jest - największe ze strony Piranii w kierunku bombek, ale zapobiegawczo bombki są plastikowe, także raczej żadnej tragedii nie będzie.
Całe stadko przeważnie śpi, mają tutaj mniej miejsca do biegania, a i ja niestety myślałam, że będę miała trochę więcej czasu na szalone zabawy. Muszą się narazie zadowolić godziną piórek dziennie.
Nie brakuje im za to miziania. Piranii raczej nie zaczyna się ta ruja - ja po prostu przeszłam z nią na jeszcze wyższy poziom znajomości, który składa się z ciągłego ugniatania mnie, miauczenia na znak prośby o głaskanie, spanie na mnie w różnych konfiguracjach. Ta piękna trzykolorowa cholera przez te dni sprawia, że będę tęsknić za nią jeszcze bardziej! Tuńczyk też zawsze w łóżku i tez zawsze ociera się o wszystkie kończyny - w ogóle na ten moment śpię z całą czwórką na raz <3
Co do stanu zdrowotnego, to Giardie będziemy badać dopiero po nowym roku, ale mój białas cały czas ma krew (chociaż to baaaardzo prawdopodobne, ze to z ogólnego poddenerwowania), a dzisiaj po dłuższej przerwie zauważyła, minimalną nitkę krwi u Tuńczyka. Ale jeszcze żyję bez Giardiowej paniki - w końcu Kociambry przyjechały na nowe miejsce, może im się zdarzyć parę takich incydentów.
Podobnie było, jak zaczęły mi non stop kichać podczas jazdy i oczywiście się zestresowałam, ze może mi się przeziębiły (w trybie ekspresowym), bo Pirania taka delikatna. A w domu to ani parsknięcia najmniejszego nie było.
Po tych nowych kropelkach Pirania już nie ma takich glutkóww oczach, także jest fantastyczny progres. Zwis nadal ma, ale nic się z nim nie dzieje.
Tuńczykowi ta lekka opuchlizna na zębie też się nie pogarsza, ani mu nie przeszkadza.
Podsumowując, jazda była koszmarna, ale już mniej więcej wiem, co Rybkom najbardziej przeszkadza. W domu zaaklimatyzowały się błyskawicznie - u nas w Poznaniu to dopiero po jakiś trzech dniach przestawały się nas bać. No i na szczęście całe stado smacznie spało podczas kolacji wigilijnej, także kocie święta uważam za bardzo udane
Podróż do mojego domu przebiegła o wiele gorzej niż zakładałam. Rybki mimo tego, że miały sporo miejsca w transporterze, to leżały jedna na drugiej, przyciśnięte do drzwiczek i ciągle wyciągały łapki. Przez calutką podróż musiałam je miziać. Stawiam na to, że przede wszystkim było za ciemno (jechaliśmy wieczorem). Nawet moja rezydentka - weteranka podróży długich i krótkich koniec końców, pierwszy raz w swojej karierze obsikała kocyk w transporterze. Rybki obył się bez takich ekscesów, ale Pirania co jakiś czas piszczała, a obie Rybki raz dawały się miziać i leżały (niby spokojnie), a raz zamieniały się w agresywne pazury.
Na szczęście, będziemy wracać do Poznania krócej i w dzień i na wszelki wypadek zero radia, gdyby to tez im przeszkadzało.
Po wyjściu z transporterów Tuńczyk po 5 minutach już był u siebie, natomiast Pirania wbiła się w ciemniejszy możliwy kąt i sama wyszła dopiero po 15 minutach. Ale musiała sama wyjść, ani piórka, ani mięsko jej nie przekonało.
Na szczęście w tym momencie obie Kociambry są zrelaksowane i mają obcykaną każdą powierzchnię płaską w domu.
Tuńczyk - i to chyba już jest standard - zaliczył w nowym miejscu kupę poza kuwetą i to jeszcze w wykopanej z doniczki ziemi (oczywiście wykopanej własną łapą). Potem powtórzył to również z wersją ciekłą, ale po zabezpieczeniu doniczek folią już nie przejawia takich zachowań.
Oczywiście kwiatki są ulubioną atrakcją Rybek. W Poznaniu, oprócz trawy dla kotów, żadnej innej rośliny na oczy nie widziały (może poza uschnięta paprotką współlokatora, ale jest ona za bardzo nie dostępna dla nich), to też chętnie skubią listki. Ale da się to opanować - Piranię wystarczy zająć czymś innym, np. piórkami, a w przypadku Tuńczyka, przenieść kwiat gdzieś bardzo wysoko, bo za bardzo nie jest zainteresowany skokami na wysokościach.
Przy czterech kotach, o dziwo, choinka cały czas stoi, ani razu nie przewrócona, bez ani jednej brakującej bombki czy zerwanych światełek. Oczywiście zainteresowanie jest - największe ze strony Piranii w kierunku bombek, ale zapobiegawczo bombki są plastikowe, także raczej żadnej tragedii nie będzie.
Całe stadko przeważnie śpi, mają tutaj mniej miejsca do biegania, a i ja niestety myślałam, że będę miała trochę więcej czasu na szalone zabawy. Muszą się narazie zadowolić godziną piórek dziennie.
Nie brakuje im za to miziania. Piranii raczej nie zaczyna się ta ruja - ja po prostu przeszłam z nią na jeszcze wyższy poziom znajomości, który składa się z ciągłego ugniatania mnie, miauczenia na znak prośby o głaskanie, spanie na mnie w różnych konfiguracjach. Ta piękna trzykolorowa cholera przez te dni sprawia, że będę tęsknić za nią jeszcze bardziej! Tuńczyk też zawsze w łóżku i tez zawsze ociera się o wszystkie kończyny - w ogóle na ten moment śpię z całą czwórką na raz <3
Co do stanu zdrowotnego, to Giardie będziemy badać dopiero po nowym roku, ale mój białas cały czas ma krew (chociaż to baaaardzo prawdopodobne, ze to z ogólnego poddenerwowania), a dzisiaj po dłuższej przerwie zauważyła, minimalną nitkę krwi u Tuńczyka. Ale jeszcze żyję bez Giardiowej paniki - w końcu Kociambry przyjechały na nowe miejsce, może im się zdarzyć parę takich incydentów.
Podobnie było, jak zaczęły mi non stop kichać podczas jazdy i oczywiście się zestresowałam, ze może mi się przeziębiły (w trybie ekspresowym), bo Pirania taka delikatna. A w domu to ani parsknięcia najmniejszego nie było.
Po tych nowych kropelkach Pirania już nie ma takich glutkóww oczach, także jest fantastyczny progres. Zwis nadal ma, ale nic się z nim nie dzieje.
Tuńczykowi ta lekka opuchlizna na zębie też się nie pogarsza, ani mu nie przeszkadza.
Podsumowując, jazda była koszmarna, ale już mniej więcej wiem, co Rybkom najbardziej przeszkadza. W domu zaaklimatyzowały się błyskawicznie - u nas w Poznaniu to dopiero po jakiś trzech dniach przestawały się nas bać. No i na szczęście całe stado smacznie spało podczas kolacji wigilijnej, także kocie święta uważam za bardzo udane

- Danielajli
- Posty: 38
- Rejestracja: 08 wrz 2016, 23:57
- Lokalizacja: Kalisz
Niestety nasze Rybkowskie straciły swoją wstępną rezerwację, także nadal są do pokochania!!!
Zawsze w zasięgu łapki <3

Odpoczynek na Tuńczykowej Skale

Zzzzzz

Kontekst: Kociambry został zamknięte w pokoju na czas sprzątania/nakładania jedzenia. Całe trio zasiadło pod drzwiami w oczekiwaniu. "Śnieżynka" stwierdziła jednak, że miejsca pod drzwiami wystarczy tylko dla jednego kota (miała na myśli siebie oczywiście) i zaczęła syczeć, tudzież warczeć. Tuńczyk po trzech miesiącach obcowania z jej temperamentem nadal dał się zaskoczyć i w efekcie próbował wcisnąć się w kąt i stać się niewidzialnym, przy tym zabierając ze sobą swojego małego klona. Tuńczyk oczywiście w dramatycznej pozycji leży pośrodku.

Zawsze w zasięgu łapki <3
Odpoczynek na Tuńczykowej Skale
Zzzzzz
Kontekst: Kociambry został zamknięte w pokoju na czas sprzątania/nakładania jedzenia. Całe trio zasiadło pod drzwiami w oczekiwaniu. "Śnieżynka" stwierdziła jednak, że miejsca pod drzwiami wystarczy tylko dla jednego kota (miała na myśli siebie oczywiście) i zaczęła syczeć, tudzież warczeć. Tuńczyk po trzech miesiącach obcowania z jej temperamentem nadal dał się zaskoczyć i w efekcie próbował wcisnąć się w kąt i stać się niewidzialnym, przy tym zabierając ze sobą swojego małego klona. Tuńczyk oczywiście w dramatycznej pozycji leży pośrodku.
- Danielajli
- Posty: 38
- Rejestracja: 08 wrz 2016, 23:57
- Lokalizacja: Kalisz
Nasze Rybkowskie w dalszym ciągu spragnione miłości, drapania, miziania i głaskania.
Pirania odkrywa w sobie coraz większą duszę śpiewaczki i późnymi wieczorami, kiedy człowiek bezsilnie siedzi nad podręcznikami, potrafi rozmiauczeć się, domagając się głaskania i uwagi. Ale przede wszystkim głaskania. Pirania miauczy chyba najbardziej uroczo na świecie
Tuńczyk natomiast stał się ostatnio mistrzem jeśli chodzi o nurkowanie... W powietrzu. Kiedy na horyzoncie miski z mokrym jedzeniem, Tuńczyk w mgnieniu oka teleportuje się pod nogi i skacze do góry... Nurkując w dół. Mamy nadzieję, że kiedyś uda się nam to nagrać, ale zwykle podawanie mokrego jedzenia wymaga co najmniej dwóch par rąk
Pirania przyłapana na nurkowaniu w pościeli - zawsze dostaje myszkę do zabawy i gubi ją w mgnieniu oka. Myszka, którą bawiła się tutaj zaginęła gdzieś w czasoprzestrzeni.
Może i mało widać, ale podziwiamy, bo takie widoki - trzy koty w jednym kadrze, to jednak rzadkość
A tutaj nasza najmłodsza rezydentka atakuje ogon Piranii... Jednak PiriPiri nie jest tym szczególnie przejęta
Widzicie tego dostojnego królewicza?
Jak większość kotów, nasze Rybkowskie doceniają walory estetyczne kartonów
A tutaj już Pirania Triumfatorka - w swoim kartonie
Wspominałam coś o myszkach? Tutaj chyba jedyna zabawka, której Pirania jeszcze nie zgubiła
Reaguje na nią z wielkim entuzjazmem, bo ostały się jeszcze dwa piórka
Okład z Tuńczyka jest tym, co najbardziej potrzebne

Pirania odkrywa w sobie coraz większą duszę śpiewaczki i późnymi wieczorami, kiedy człowiek bezsilnie siedzi nad podręcznikami, potrafi rozmiauczeć się, domagając się głaskania i uwagi. Ale przede wszystkim głaskania. Pirania miauczy chyba najbardziej uroczo na świecie

Tuńczyk natomiast stał się ostatnio mistrzem jeśli chodzi o nurkowanie... W powietrzu. Kiedy na horyzoncie miski z mokrym jedzeniem, Tuńczyk w mgnieniu oka teleportuje się pod nogi i skacze do góry... Nurkując w dół. Mamy nadzieję, że kiedyś uda się nam to nagrać, ale zwykle podawanie mokrego jedzenia wymaga co najmniej dwóch par rąk

Pirania przyłapana na nurkowaniu w pościeli - zawsze dostaje myszkę do zabawy i gubi ją w mgnieniu oka. Myszka, którą bawiła się tutaj zaginęła gdzieś w czasoprzestrzeni.
Może i mało widać, ale podziwiamy, bo takie widoki - trzy koty w jednym kadrze, to jednak rzadkość

A tutaj nasza najmłodsza rezydentka atakuje ogon Piranii... Jednak PiriPiri nie jest tym szczególnie przejęta

Widzicie tego dostojnego królewicza?

Jak większość kotów, nasze Rybkowskie doceniają walory estetyczne kartonów

A tutaj już Pirania Triumfatorka - w swoim kartonie
Wspominałam coś o myszkach? Tutaj chyba jedyna zabawka, której Pirania jeszcze nie zgubiła

Okład z Tuńczyka jest tym, co najbardziej potrzebne

Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”,
choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
Pirania miała być sterylizowana już dawno, ale z racji tego, że cały czas utrzymywało się u niej stan zapalny spojówek, trzeba było zabieg przesunąć. Po drodze nie udało nam się zapisać na zabieg odpowiednio wcześnie... I tak Pirania została wysterylizowana wczoraj.
Nieco obawiałam się wieczoru po zabiegu, niektóre kotki różnie reagują, ale Pirania była chyba najbardziej łagodną kotką po sterylizacji, jaką miałam okazję się opiekować. Jako, że weternarz przykazał założenie jej kubraczka, żeby nie wylizywała sobie rany w domu tak też zrobiłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy Pirania bez problemu dała go sobie nałożyć. A słowo daję, kotki nawet w stanie ospałości po narkozie, potrafią z kubraczka bardzo zgrabnie uciekać. Pirania jeszcze z kubraczka nie uciekła, co jest dla mnie osobistym sukcesem/szokiem
Jak na kotkę po zabiegu przystało, chciała wchodzić wszędzie, w szczególności wspinać się na szafki, więc chodziłam za nią ile się dało póki nie postanowiła umościć się wygodnie w pościeli, pougniatać dłuższy czas i pójść spać. W międzyczasie było też leżakowanie na kolanach.
Co ciekawe, Pirania nawet w stanie po narkozie reaguje na otwieranie szafki, w której są piórka
Tuńczyk za to wczoraj zdawał się dość obrażony za to, że Pirania nie może za nim biegać - swoje urażenie demonstrował tym, że cały wieczór przesiedział w innym pokoju... Ale kiedy dziś rano zakładałam Piranii kubraczek, Tuńczyk przybiegł sprawdzić, co robię i tak już został - leżąc na łóżku i obserwując Piranię
Pirania prezentuje swój doskonały profil
Drapak? Owszem. Ale wg Piranii do spania
I dwukadrowa historyjka obrazkowa ze zdziwioną Piranią w roli głównej. Co zobaczyła?
Tuńczyk obudzony z popołudniowej sjesty
A tu już wieczorna drzemka - Tuńczyk przypomina, że kot najlepiej wyciąga złe prądy z komputera
Tuńczyk skupiony - z mistrzynią drugiego planu w tle ^^
Tuńczyk dał też sobie zrobić zdjęcie jako dorodny chlebek

Nieco obawiałam się wieczoru po zabiegu, niektóre kotki różnie reagują, ale Pirania była chyba najbardziej łagodną kotką po sterylizacji, jaką miałam okazję się opiekować. Jako, że weternarz przykazał założenie jej kubraczka, żeby nie wylizywała sobie rany w domu tak też zrobiłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy Pirania bez problemu dała go sobie nałożyć. A słowo daję, kotki nawet w stanie ospałości po narkozie, potrafią z kubraczka bardzo zgrabnie uciekać. Pirania jeszcze z kubraczka nie uciekła, co jest dla mnie osobistym sukcesem/szokiem

Jak na kotkę po zabiegu przystało, chciała wchodzić wszędzie, w szczególności wspinać się na szafki, więc chodziłam za nią ile się dało póki nie postanowiła umościć się wygodnie w pościeli, pougniatać dłuższy czas i pójść spać. W międzyczasie było też leżakowanie na kolanach.
Co ciekawe, Pirania nawet w stanie po narkozie reaguje na otwieranie szafki, w której są piórka

Tuńczyk za to wczoraj zdawał się dość obrażony za to, że Pirania nie może za nim biegać - swoje urażenie demonstrował tym, że cały wieczór przesiedział w innym pokoju... Ale kiedy dziś rano zakładałam Piranii kubraczek, Tuńczyk przybiegł sprawdzić, co robię i tak już został - leżąc na łóżku i obserwując Piranię

Pirania prezentuje swój doskonały profil

Drapak? Owszem. Ale wg Piranii do spania

I dwukadrowa historyjka obrazkowa ze zdziwioną Piranią w roli głównej. Co zobaczyła?
Tuńczyk obudzony z popołudniowej sjesty

A tu już wieczorna drzemka - Tuńczyk przypomina, że kot najlepiej wyciąga złe prądy z komputera

Tuńczyk skupiony - z mistrzynią drugiego planu w tle ^^
Tuńczyk dał też sobie zrobić zdjęcie jako dorodny chlebek

Nie wiadomo, dlaczego wszyscy mówią do kotów „ty”,
choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.
- Danielajli
- Posty: 38
- Rejestracja: 08 wrz 2016, 23:57
- Lokalizacja: Kalisz
Nagrodę dla nagrzeczniejszego i najbardziej bezproblemowego kota po sterylizacji wygrywa..... Pirania Rybkowska! Gratulujemy!
(najlepiej wypoczywa się na jednym małym krześle razem z przybraną siostrą - rezydentką)

Nie zrozumcie mnie źle, Tuńczyk tez był bezproblemowy, ale biorąc pod uwagę fakt, że Piriri musiała nosić kubraczek i nie dostawała nerwicy z tego powodu - bezapelacyjnie to jej przypada to chwalebne miano.
Co prawda wylizywała się niemiłosiernie po wszystkich dostępnych miejscach okołobrzusznych, ale bez większego konfliktu dawała sobie ściągać i zakładać kubraczek dla kontroli szwów. No anioł!

Także tego - Piru Riru już wysterelizowane, wyzdrowiałe i korzystające z uroków bycia dorosłym kocięciem (w sumie to się nic nie zmieniło, ale zawsze to jakaś wymówka, żeby się porządnie ponaparzać z Tuńczykiem - dorosła jest to mogą się turlać po całym mieszkaniu, dramatycznie przy tym miaucząc)

I Tuńczyk i Pirania przechodzą teraz jakiś renesans znajomości z rezydentkami. Na przemian wylizują się i naparzają. Każdy z każdym. Codziennie. Codziennie w mieszkaniu rozlega się dziki pisk Piranii. Sama zaczepia czasami, a i tak kończy się na pisku. Cała czwórka też podzieliła się na dwa sojusze - Piriri z Tuńczykiem Mniejszym i Tuńczyk z Białasem. I tak Para nr 1 przesiaduje razem na krześle, a Para nr 2 rozwala się gdzie popadnie, ale najlepiej to gdzieś na środku korytarza, żeby człowieki musiały specjalnie omijać.

O to jest ulubiona pozycja Tuńczyka do drzemek. Okazało się, że do góry nogami Tuńczyk jest wampirem.


Rybkowskie pozostają bezproblemowymi miziakami. Tuńczyk trochę nam przytył, do ponad 5 kilo. Na szczęście jednocześnie zapałał miłością wielką do piórek (to chyba rodzinne) i ma już rozpisany grafik treningów na każdy dzień.
(najlepiej wypoczywa się na jednym małym krześle razem z przybraną siostrą - rezydentką)
Nie zrozumcie mnie źle, Tuńczyk tez był bezproblemowy, ale biorąc pod uwagę fakt, że Piriri musiała nosić kubraczek i nie dostawała nerwicy z tego powodu - bezapelacyjnie to jej przypada to chwalebne miano.
Co prawda wylizywała się niemiłosiernie po wszystkich dostępnych miejscach okołobrzusznych, ale bez większego konfliktu dawała sobie ściągać i zakładać kubraczek dla kontroli szwów. No anioł!
Także tego - Piru Riru już wysterelizowane, wyzdrowiałe i korzystające z uroków bycia dorosłym kocięciem (w sumie to się nic nie zmieniło, ale zawsze to jakaś wymówka, żeby się porządnie ponaparzać z Tuńczykiem - dorosła jest to mogą się turlać po całym mieszkaniu, dramatycznie przy tym miaucząc)
I Tuńczyk i Pirania przechodzą teraz jakiś renesans znajomości z rezydentkami. Na przemian wylizują się i naparzają. Każdy z każdym. Codziennie. Codziennie w mieszkaniu rozlega się dziki pisk Piranii. Sama zaczepia czasami, a i tak kończy się na pisku. Cała czwórka też podzieliła się na dwa sojusze - Piriri z Tuńczykiem Mniejszym i Tuńczyk z Białasem. I tak Para nr 1 przesiaduje razem na krześle, a Para nr 2 rozwala się gdzie popadnie, ale najlepiej to gdzieś na środku korytarza, żeby człowieki musiały specjalnie omijać.
O to jest ulubiona pozycja Tuńczyka do drzemek. Okazało się, że do góry nogami Tuńczyk jest wampirem.
Rybkowskie pozostają bezproblemowymi miziakami. Tuńczyk trochę nam przytył, do ponad 5 kilo. Na szczęście jednocześnie zapałał miłością wielką do piórek (to chyba rodzinne) i ma już rozpisany grafik treningów na każdy dzień.