einfach pisze:takarzyna pisze:Ale co masz na myśli? Co więcej?
o guzie czy dowiadywałaś się czegoś jeszcze, o ewentualnym leczeniu?
Nawojka nie ma zwykłego guza, którego można wyciąć i o nim zapomnieć. Ma raka, złośliwy nowotwór, który w sposób niepohamowany rozprzestrzenia się po organizmie. Dodatkowo jest martwica - narząd po prostu zaczyna się rozpadać. O jakim leczeniu, poza paliatywnym, w takim przypadku mowa? Czego więcej mogę się dowiedzieć? Jak szybko choroba pustoszy jej organizm?
Przecież gdyby była jakakolwiek szansa, chociaż minimalna, żeby się tego cholerstwa pozbyć, żeby narząd się w jakiś magiczny sposób odbudował, to bym tego nie spróbowała? Tylko "dała spokój"?
Zawsze przykro mi czytać takie rzeczy

Serio, odbieram to bardzo wyraźnie jako aluzję, że jako opiekun nie zadbałam o swojego kota. Naprawdę myślisz, że nie zrobiłam wszystkiego, co w mojej mocy, żeby ją skonsultować u najlepszych lekarzy? Żeby porównać opinie? Żeby realnie ocenić, z czym się mierzymy? Że poszłam do pierwszego lepszego gabinetu i mam w nosie zdrowie i samopoczucie mojego kota?
