Buc, spryciula i gapcio
Każdy z naszych kotów ma inny charakter. Tak jak dzieci w klasie. Są łobuzy, są leniuchy, są lizusy, są gapcie, są i wzorowe maluchy, które czasem jednak również pokazują różki.
Popołudnie. Koty po południowej drzemce są obudzone i gotowe do zdobywania świata. I jego destrukcji. W większości, bo Ebi na kanapie jeszcze wpija pępek. Nastia i Dunia za to uprawiają jedną z dyscyplin olimpijskich, tj. bieg z przeszkodami. U ludzi jest to bieg przez płotki, a u kotów są to biegi terenowe przez meble. Po co biegać zwyczajnie po podłodze, gdy można skakać przez stół, blat, krzesło, fotel, drapak, kanapę, komodę, parapet… I do tego jest to sztafeta: raz prowadzi Dunia, potem tryk – pałeczka przekazana w formie pacnięcia łapką lub zębem i na prowadzenie wysuwa się Nastia.
I tym razem sztafeta maluchów pokonując fotel wpada na kanapę, a tam… jeszcze nie do końca obudzona Ebi. Traktując Ebi jak kolejną przeszkodę przeskakując nad nią pędzą dalej w tour de-okoła pokoju. Kolejne okrążenie przez fotel, kanapę i kolejny piękny skok nad Ebi – tym razem leżąca już z szeroko otwartymi oczami. Jak tylko maluchy nad nią przeleciały Ebi zrywa się i siada odprowadzając niesforne kociaki gniewnym wzrokiem.
Gdy znowu domykają okrążenie i wpadają na fotel, Ebi jest już gotowa i przybiera postawę boksera. Psa - boksera. Przysiada na tylnych łapkach, przednie ugina wyginając je w boki, pochyla łeb i gniewnie patrząc przed się czeka na kociaki. Nastia właśnie odbiła się od fotela i widząc przed sobą Ebi w pozie gniewnego buca, koryguje w locie ułożenie ciała. Miast odbić się przed Ebi i przeskoczyć nad nią, wygina ciało i odbijając się od oparcia kanapy, spryciula przelatuje przed jej nosem i ucieka prostopadle do mebla. Dunia zdąża wyhamować na tyle, że nie wpada na Ebi, ale zatrzymuje się tuż przed nią i siada… I teraz siedzi nasz wystraszony gapcio przed pochylonym w jej stronę nadętym bucem. I tiptopkami, centymetr po centymetrze, wycofuje się tyłem, raczkiem, z uszkami położonymi na głowie, bojąc się odwrócić do otwartej ucieczki – by w tym momencie nie dostać łapą. Jakby chciała powiedzieć: „to ja tu przypadkiem, na chwilę, ja już sobie pójdę, psze Pani…”.
Bratki
Każdy lubi mieć wokół siebie zieleń – rośliny. I dlatego tak chętnie obstawiamy się doniczkami z roślinami i kwiatami. Przy kotach jest to jednak problem. W naturze koty czyszczą sobie żołądki i jelita trawami i sobie znanymi ziółkami. W domu mając jedynie rośliny doniczkowe, je chętnie obgryzają. A te w większości będąc roślinami egzotycznymi, są dla nich trujące, a w najlepszym razie po prostu szkodliwe. Dlatego też gdy tylko robi się ciepło, z radością zapełniamy balkon doniczkami z nieszkodliwymi roślinkami, np.: bratkami lub lawendą. To znaczy – z mieszaniną radości i frustracji. Radości, bo będziemy – i my i koty – mieć bratki. Frustracji – bo koty nam je obgryzą, a koty się frustrują że przeganiamy je z doniczek.
Typowy obrazek. Otwarte okno, koty wygrzewają się na balkonie w jeszcze niezbyt ciepłych promieniach wiosennego słońca. I wtedy widzę, że przy doniczce jakby nigdy nic przysiada Stefan. I by zbytnio nie rzucać się w oczy, półgębkiem przygryza bratki. Jak do wiosennej sałatki. Otwieram drzwi balkonowe, wyglądam na zewnątrz… Stefan już przemyka między moimi nogami gnając schować się do szafy. Wracam do kuchni.
Po chwili wyglądam zza winkla rzucając spojrzenie… tym razem to Nastia futruje kwiatki. Idę szybko w kierunku balkonu. Nastia – mówię do niej, by powstrzymać jej nienasycone szczęki i ocalić chociaż część kwiatów. Nastia usłyszawszy jak nadchodzę daje susa na sąsiedni parapet, skacze do pokoju i zygzakiem mnie omijając pędzi do sypialni pod łóżko. Co zjadła to już jej. Wracam do swoich zajęć a na balkonie zostaje jeszcze trójka wygrzewających się futrzaków. Ale po kilku minutach tknięta przeczuciem znowu zerkam w kierunku balkonu.
Tym razem w kwieciu i zieleninie doniczek tonie głowa Duni. Podchodzę do okna i stając przy parapecie pukam w szybę. Dunia podnosi głowę, patrzy w górę… nic nie widzi, więc znowu zanurza się w bratki. Pukam raz jeszcze! Dunia przerywa konsumpcje zieleniny raz jeszcze, patrzy w górę szyby – nic nie widzi. Rozgląda się na bok… Pukam raz jeszcze. Wreszcie patrzy w okno i mnie zauważa. Wstaje, jakby chciała powiedzieć – mnie wołasz ?! Otwieram drzwi, Dunia podchodzi i ocierając główkę prawie mruczy „No chyba nie chodzi ci o ten jeden kwiatek…”. I wskakuje do mieszkania.
Poniżej niecodzienny obrazek, który musiałam uwiecznić.
Ebi - pies ogrodnika - oddająca kawałek leżanki - aniołek Dunia może sobie tylko na to pozwolić. Prawda że mogę?