Yorvik pisze:Jak wygląda obecnie sytuacja Duni? Znaczy zdrówko, kuwetka, jedzonko itp. Czy dogadała by się z rówieśniczką ?
Duniasta jak wiesz jest bardzo delikatną kotecką.
Przewlekłe zapalenie dziąseł, kilka ząbków usuniętych, nie jest alergikiem .
Jak się nie przestraszyłeś to pogadajmy .
Siostrzane porachunki
O co poszło, to w zasadzie nikt nie wiedział. Od balkonu po prostu nagle dobiegł rumor, tupot wielu łap, warczenie i koci pisk. Gdy wyjrzeliśmy z kuchni, pod drzwiami balkonowymi leżała przestraszona Dunia, koło niej sprężała się nastroszona Nastia, parę kroków od nich stała stężała Ebi, a tuż za nią z uniesioną łapą stał zamarły w pół kroku Stefan. W powietrzu dało wyczuć się napięcie. Dunia ostrożnie wstawała, Nastia ciut się do niej zbliżyła, lekko napierając klatą na kark Duni. Dunia wstała, bokiem zaczęła się od Nastii odsuwać, ta lekko pomrukując jakby za nią płynęła. Ebi i Stefan jak zaczarowane bez ruchu wpatrywali się w skłócone siostry. W końcu Duni na tyle udało się odsunąć od Nastii, że bokiem na nią zerkając mogła szybciej ruszyć, i wymijając Ebi odeszła. Po chwili Nastia obróciła się w drugą stronę i również odeszła. Napięcie powoli opadało. Ebi przysiadła topiąc wzrok w Nastii, a Stefan wzrokiem odprowadzał Dunię.
Kwadrans później Dunia z Nastią goniły w kociego berka, a Stefan od czasu do czasu dopadał do Dunii i z delikatnością słonia przewracał ją jednym pacnięciem. Po czym zdziwiony jej przestraszonym jękiem, pozwalał pogonić za Nastią, by w trzy sekundy później znów dołączać do rozbrykanej gromadki. Jedynie Ebi tradycyjnie leżała hodując zapasy tłuszczyku na nadchodzące lato.
O co poszło kwadrans wcześniej ? O tym nie wiedzieliśmy my, a koty zdawały się już nie pamiętać. To było nieistotne. Istotna była chwila teraz.
Ćma
Rozpoczął się sezon letni. Sezon letni wyznacza nie tyle ciepło, a więc i otwarty balkon oraz okna. Sezon letni wyznaczony jest przede wszystkim przez gości wlatujących z dworu. A właściwie nie tyle gości, ile potencjalne posiłki. Każda mucha, motyl, chrabąszcz czy ćma wpadająca do mieszkania albo na balkon, to murowane poruszenie w kocim stadle. Koty zrywają się wtedy z miejsc, na których się wylegiwały i biegną na wyścigi do owada lub na miejsce pod nim. Wpatrzone w chitynowego przybysza zamierają w miejscu w niemym podziwie, albo pojękując i popiskując, albo podskakują próbują go złapać. I to jest właśnie jednym z powodów, dla których balkon musi być zabezpieczony osiatkowaniem. Koty zapamiętane w łapaniu owadów, skaczą niepomne na resztę otoczenia i nie raz od wypadnięcia z balkonu ratowała je tylko właśnie siatka.
Wczoraj wieczorem do domu wpadła pierwsza tegoroczna ćma. Od razu była gonitwa i warowanie pod ścianą, na której przysiadła. Oraz skupiona zabawa, gdy ćma nierozważnie porzuciła bezpieczne miejsce na ścianie i nieostrożnie leciała za nisko. Ćma strącona na podłogę i pozbawiona zdolności lotnych, stała się interaktywną kocią zabawką. Przechodziła z rąk do rąk, a właściwie z łap do łap i z pyszczka do pyszczka. Raz pacnęła ją Nastia, potem Dunia, Stefan i Ebi. Raz pomemłała ją w pyszczku Dunia, potem wyplutą (bleeee…) brała w pyszczek Ebi, a następie żuła ją Nastia. Ćma coraz wolniej, ale jednak wciąż się ruszała. Na końcu na placu boju pozostały tylko we trójkę: ćma, Dunia i Nastia. A zakończyło się tak jak w zeszłym roku najczęściej się kończyło. Ćma z chrzęstem skończyła swój krótki owadzi żywot w pyszczku Nastii. Jak chitynowy chips. Smacznego.
Niespożyta energia
Niedzielne południe. Wszystkie koty śpią. My kręcimy się w kuchni przygotowując obiad. W pewnym momencie słyszymy za sobą PI-PI-PI-PI-PI. Oglądamy się –do kuchni wchodzi Nastia z czymś w pyszczku. I upuszcza na podłogę. To nakrętka. I patrzy na nas. Podchodzę, biorę nakrętkę i turlam przez cały pokój. Nastia pędzi na złamanie karku, wpada w poślizg, kręci piruet, ale łapie nakrętkę. Podrzuca ją parę razy, bierze w pyszczek i przynosi do nas. Biorę znowu nakrętkę i znowu rzucam przez cały pokój. Nastia znowu za nią pędzi… i nagle tuż obok się zatrzymuje. Patrzy w lewo, za siebie, odchodzi dwa kroki… i znienacka jej dopada. Podrzuca, uderza w nią łapką aż nakrętka z turkotem leci po podłodze dalej. Łapie w pyszczek i przynosi. I tak z pięć razy. Aż czarny brytan znudzony porzuca nakrętkę i idzie dalej wymyślać zabawy. Samemu. W końcu wszystkie porządne koty o tej porze mają południową drzemkę. Co za lenie… masakra…