
Grimalkin
Moderatorzy: crestwood, Migotka
-
- Posty: 4939
- Rejestracja: 17 sie 2014, 11:12
- Lokalizacja: Piątkowo / Poznań
-
- Posty: 4939
- Rejestracja: 17 sie 2014, 11:12
- Lokalizacja: Piątkowo / Poznań
Oszczędny jak poznaniak
Aby nie podszedł pod nogi, nikt go przypadkiem nie zdeptał lub nie zgniótł, lub po prostu nie wszedł w jakiś ciasny kąt w mieszkaniu, na noc lub na czas chwilowej nieobecności, Gacek zamykany jest w klatce. W klatce ma poduszkę, kocyk elektryczny – by nie zmarzł, drugi kocyk – normalny – aby mógł się w niego „zakopać” i wtulić, oraz oczywiście pieluchę - na tak zwany „wypadek”.
Wchodzę do pokoju, Gacek podnosi głowę. No to zaczynam do niego ćwierkać, podchodzę do klatki… Na kocyku niespodzianka – mały numerek „2”. Zamiast więc Gacka brać na ręce, na chwilę odkładam go na bok i idę z kocykiem do łazienki – wszak trzeba kocyk wyczyścić. Wracam po chwili… Hmmm… ta sama niespodzianka, w tym samym kąciku. Tylko tym razem duuuży numerek „2”. Gacek był nieco rozrzutny i… no, rozrzucił nieco swoją niespodziankę. A dla podkreślenie dramaturgii, jeszcze w nią wdepnął. Biorę więc Gacka w dłonie, myję mokrą chusteczką, wycieram do sucha, do klatki wsadzam świeżą pieluchę i Gacka. Zużytą idę zapakować do śmieci. Wracam… ile mogło mnie nie być ? Minutę ? Gacek robi obchód w kącie klatki. Tak jakoś prawie po dorosłemu szura pieluchą. Sprawdzam. Pielucha sucha. Ale tak dziwnie się ślizga po dnie klatki… podnoszę… Ha! Kolejna niespodzianka – tym razem numerek „1”. Gacek dla oszczędności pieluchy (tak po poznańsku), bym nie musiała jej kolejny raz wymieniać, szurnął i odsunął ją nieco, siurnął na podłogę klatki, szurnął raz drugi i przykrył podłogę.
Nikt nie mówił, ze będzie lekko. Z klatki wyjmuję Gacka, poduszki, kocyk i „zaoszczędzoną” pieluchę. Gacek biegnie pod biurko. Wycieram siurki z podłogi. Gacek biegnie do łóżka. Myję podłogę. Gacek dobiega do mojej nogi. Wycieram podłogę do sucha. Gacek próbuje wspiąć mi się na łydkę. Wsadzam do klatki sucha pieluchę. Gacek tarmosi delikatnie moją nogawkę. Wsadzam poduszkę i kocyki. Gacek pędzi do ściany. Łapię Gacka i padamy na podłogę. Teraz mój drogi kocie - czas na gonitwę po moim brzuchu i gryzienie moich palców. W końcu napracowałam się i jakaś nagroda mi się należy.
Aby nie podszedł pod nogi, nikt go przypadkiem nie zdeptał lub nie zgniótł, lub po prostu nie wszedł w jakiś ciasny kąt w mieszkaniu, na noc lub na czas chwilowej nieobecności, Gacek zamykany jest w klatce. W klatce ma poduszkę, kocyk elektryczny – by nie zmarzł, drugi kocyk – normalny – aby mógł się w niego „zakopać” i wtulić, oraz oczywiście pieluchę - na tak zwany „wypadek”.
Wchodzę do pokoju, Gacek podnosi głowę. No to zaczynam do niego ćwierkać, podchodzę do klatki… Na kocyku niespodzianka – mały numerek „2”. Zamiast więc Gacka brać na ręce, na chwilę odkładam go na bok i idę z kocykiem do łazienki – wszak trzeba kocyk wyczyścić. Wracam po chwili… Hmmm… ta sama niespodzianka, w tym samym kąciku. Tylko tym razem duuuży numerek „2”. Gacek był nieco rozrzutny i… no, rozrzucił nieco swoją niespodziankę. A dla podkreślenie dramaturgii, jeszcze w nią wdepnął. Biorę więc Gacka w dłonie, myję mokrą chusteczką, wycieram do sucha, do klatki wsadzam świeżą pieluchę i Gacka. Zużytą idę zapakować do śmieci. Wracam… ile mogło mnie nie być ? Minutę ? Gacek robi obchód w kącie klatki. Tak jakoś prawie po dorosłemu szura pieluchą. Sprawdzam. Pielucha sucha. Ale tak dziwnie się ślizga po dnie klatki… podnoszę… Ha! Kolejna niespodzianka – tym razem numerek „1”. Gacek dla oszczędności pieluchy (tak po poznańsku), bym nie musiała jej kolejny raz wymieniać, szurnął i odsunął ją nieco, siurnął na podłogę klatki, szurnął raz drugi i przykrył podłogę.
Nikt nie mówił, ze będzie lekko. Z klatki wyjmuję Gacka, poduszki, kocyk i „zaoszczędzoną” pieluchę. Gacek biegnie pod biurko. Wycieram siurki z podłogi. Gacek biegnie do łóżka. Myję podłogę. Gacek dobiega do mojej nogi. Wycieram podłogę do sucha. Gacek próbuje wspiąć mi się na łydkę. Wsadzam do klatki sucha pieluchę. Gacek tarmosi delikatnie moją nogawkę. Wsadzam poduszkę i kocyki. Gacek pędzi do ściany. Łapię Gacka i padamy na podłogę. Teraz mój drogi kocie - czas na gonitwę po moim brzuchu i gryzienie moich palców. W końcu napracowałam się i jakaś nagroda mi się należy.
-
- Posty: 4939
- Rejestracja: 17 sie 2014, 11:12
- Lokalizacja: Piątkowo / Poznań
-
- Posty: 4939
- Rejestracja: 17 sie 2014, 11:12
- Lokalizacja: Piątkowo / Poznań
Ach ci mężczyźni...
Mężczyźni już tak mają. To kobiety najwięcej robią w domu, przy dzieciach, ale najbardziej tym są zawsze umęczeni mężczyźni. Tak i tym razem.
Siła pomocnicza, czyli małżonek, zajął się Gackiem. Trzeba przyznać - odpowiednio i w porządku. Najpierw podał przystawkę - siemie lniane. Potem bawił się z małym na podłodze - brakowało im chyba tylko kolejki elektrycznej.
Potem podał danie główne - czyli buteleczkę z mlekiem. Potrzymał malucha na ręce, aż mu się odbiło. Znowu pogonili się po podłodze. W końcu zmęczony mąż (a który to tatuś nie męczy się podczas zabawy z dzieckiem?), położył się na materac - oficjalnie, aby dalej sie bawić.
Mały i owszem - tarmosił mu dłoń, podgryzał paluchy, wciskał się w brodę. Nadstawianie się miesięcznemu kocięciu, sami przyznacie, że jest wyczerpującym zajęciem. Toteż podglądając ich widziałam, że kotek miał coraz wolniejsze ruchy, a mąż miał coraz mniejsze oczka. W końcu mąż zamarł, a gacek znieruchomiał. Zasnęli obaj: mąż na materacu, a Gacek mężowi pod brodą. Ile spali? Któż w takim momencie liczyłby czas. Wszak szczęśliwi czasu nie liczą. Zegary nie są więc zapewne szczęśliwe, bo ten pokazał upływ aż sześciu kwadransów.
Po tym bowiem czasie, rozczochrany, z zapuchniętymi oczami, wturlał się mąż do kuchni i niewyraźnie zamamrotał przez jeszcze zaspane wargi.
"Chyba się nieco zdrzemnąłem. Mały ślizgnął mi się spod brody. Na materac."
Spojrzałam. Mały spał mu jeszcze na ręce. A i on sam na stojąco, ale wyglądał jakby dalej spał. Mężczyźni. Gdyby nie telewizja, przespaliby całe życie.
Mężczyźni już tak mają. To kobiety najwięcej robią w domu, przy dzieciach, ale najbardziej tym są zawsze umęczeni mężczyźni. Tak i tym razem.
Siła pomocnicza, czyli małżonek, zajął się Gackiem. Trzeba przyznać - odpowiednio i w porządku. Najpierw podał przystawkę - siemie lniane. Potem bawił się z małym na podłodze - brakowało im chyba tylko kolejki elektrycznej.
Potem podał danie główne - czyli buteleczkę z mlekiem. Potrzymał malucha na ręce, aż mu się odbiło. Znowu pogonili się po podłodze. W końcu zmęczony mąż (a który to tatuś nie męczy się podczas zabawy z dzieckiem?), położył się na materac - oficjalnie, aby dalej sie bawić.
Mały i owszem - tarmosił mu dłoń, podgryzał paluchy, wciskał się w brodę. Nadstawianie się miesięcznemu kocięciu, sami przyznacie, że jest wyczerpującym zajęciem. Toteż podglądając ich widziałam, że kotek miał coraz wolniejsze ruchy, a mąż miał coraz mniejsze oczka. W końcu mąż zamarł, a gacek znieruchomiał. Zasnęli obaj: mąż na materacu, a Gacek mężowi pod brodą. Ile spali? Któż w takim momencie liczyłby czas. Wszak szczęśliwi czasu nie liczą. Zegary nie są więc zapewne szczęśliwe, bo ten pokazał upływ aż sześciu kwadransów.
Po tym bowiem czasie, rozczochrany, z zapuchniętymi oczami, wturlał się mąż do kuchni i niewyraźnie zamamrotał przez jeszcze zaspane wargi.
"Chyba się nieco zdrzemnąłem. Mały ślizgnął mi się spod brody. Na materac."
Spojrzałam. Mały spał mu jeszcze na ręce. A i on sam na stojąco, ale wyglądał jakby dalej spał. Mężczyźni. Gdyby nie telewizja, przespaliby całe życie.
-
- Posty: 4939
- Rejestracja: 17 sie 2014, 11:12
- Lokalizacja: Piątkowo / Poznań
Gacisław
Wczoraj wstawiliśmy Gackowi do klatki kuwetę z piaskiem. Pierwsze siusiu w piasku znaleźliśmy wieczorem. Drugie czekało na nas rankiem. Trzecie udało się obejrzeć osobiście :-)
Gacek wszedł do kuwety, rozpostarł tylne łapki jak dyszle haubicy. I przednimi łapkami począł zagarniać pod siebie piasek. Odwrócił się i powtórzył całą sekwencję. Po czym raz jeszcze się obrócił, skupił w sobie, wyprężył ogonek... i psiiii... poleciało. Gdy skończył, pozagarniał piaskiem i dumnie odszedł na kocyk.
Jestem juz dużym kotkiem. Nie małym Gackiem. Mówcie mi Gacisław.

Wczoraj wstawiliśmy Gackowi do klatki kuwetę z piaskiem. Pierwsze siusiu w piasku znaleźliśmy wieczorem. Drugie czekało na nas rankiem. Trzecie udało się obejrzeć osobiście :-)
Gacek wszedł do kuwety, rozpostarł tylne łapki jak dyszle haubicy. I przednimi łapkami począł zagarniać pod siebie piasek. Odwrócił się i powtórzył całą sekwencję. Po czym raz jeszcze się obrócił, skupił w sobie, wyprężył ogonek... i psiiii... poleciało. Gdy skończył, pozagarniał piaskiem i dumnie odszedł na kocyk.
Jestem juz dużym kotkiem. Nie małym Gackiem. Mówcie mi Gacisław.
Ale wieści!!!
Gacku kochany rośnij i miej się dobrze

Gacku kochany rośnij i miej się dobrze

Hemingway mawiał: „Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego”, dlatego też z Marianną i Kreską gościliśmy Izaurę i Leonsję, a wcześniej Dramata Niezłomnego oraz Kostka ❤