To już pięć wspólnych miesięcy. Pięć (nie)długich miesięcy, po których bez wahania mogę powiedzieć Kocham. Na początku było tak, że Czuszka była odważniejsza. Zamknięta, ale odważniejsza. Tupito za to zrobił ogromne postępy. Nadal nie ufa mi jak rezydenci, ale każdej nocy śpi na moich nogach i doprasza się o codzienną porcję głasków. Najczęściej podczas czułości z Ołówkiem Tupito przepycha go i wtrąca swój łepek pod moją dłoń. Tupito zresztą skrada serca wszystkich gości. To taka chodząca słodycz. Słowo które opisuje go najlepiej to NIENACHALNY. Na Czuszkę nadal czekam... nadal próby zbliżania się do niej kończą się ucieczką ile sił w łapkach. Jeśli zdarza jej się oddać czułościom to zwykle w środku nocy. Najlepiej żebym na nią nie patrzyła. Wtedy włącza swojego ćwirka-wróbelka (to taka Czuszkowa odmiana mruczenia) i pokłada pod dłonią. Wciąż jednak kuli się pod dotykiem, jakby ją to przerażało do głębi. Jeden fałszywy ruch z mojej strony i ucieka w popłochu. Oboje trzymają mnie na dystans. Dystans, który ja szanuje. Walutą przetargową jest zabawa. W zabawie Czuszka zapomina o dystansie, biega między moimi nogami jak w transie. Zadziwia mnie jak te dwulatki się bawią. Zupełnie jak kocięta. Rezydenci już gardzą piórkami na sznurku, a Czupitki wciąż wykazują taką samą ekscytację gdy tylko otwiera się szuflada w której znajdują się wędki

Choć mistrzem polowania od zawsze na zawsze pozostaje Łówcio to Tupito dzielnie próbuje mu dorównać. Ze skutkiem. Chwila przyczajki i jest! Piórko prosto w pyszczku. Kiedy Tupcio wpadnie w szał polowania, cieszę się, że nie mamy pod sobą sąsiadów

Czuszka, jak na królewnę przystało leży na podłodze i czeka aż piórka znajdzie się tuż nad nią. Niby leniwie macha łapkami, by nagle wyskoczyć saltem w górę. Trudno nie wspomnieć też o tym, że moje kuleczki są już bardziej jak kosteczki. Czuszka jest tak fit, że zaczęłam pilnować stado przy jedzeniu, bo mam podejrzenia że chłopaki nie pozwalają jej dojadać. Poza tym Czupitki są (odpukać) zdrowe. Po cichutku przyznaję, że rezydenci dzielą się z nimi barfem bo, mimo początkowej niechęci do surowego mięsa teraz wcinają jak szalone. Są ponadto największymi amatorami skrzydełek. Ah jakie toczą się walki z tymi skrzydełkami. Warczenie, syczenie, bieganie ze skrzydłem w pyszczku po mieszkaniu to dopiero zabawa. Nic to, że po takich ucztach znajduje kostki pod kołdrą
