Kiedy Strzyżyk do mnie trafił zakładaliśmy, po jego zachowaniu w szpitaliku, że będzie to miziak i kanapowy towarzysz człowieka.
Ale jak to często bywa, dopiero zmiana środowiska na domowe pokazuje prawdziwy charakter kota.
Okazało się że Strzyżu to wycofany i bojaźliwy kotek, który człowieka trzyma w bezpiecznej odległości. Ale ja wierzyłam swoje i widziałam w nim potencjał.
Z czasem ta odległość zaczęła maleć – głaskanie co prawda jest fajne, ale to człowiek spokojnie musi podejść.
Zdarzało się również wspólne siedzenie na kanapie, ale tak jakby przez przypadek (bo się na przykład przed Kłaczkiem ukrywał) i zachowaniem odległości.
I w zeszłym tygodniu nagle bladym świtem (5-6 rano) pojawił się na łóżku koło mojej głowy nawołując, że już pora wstać i napełnić miseczkę BO ON JEST GŁODNY.
Jako że to była szybka akcja (wszedł na łóżko i zaraz przez nie przebiegł jakby prześcieradło parzyło) to myślałam że to jakiś sen
Ale sytuacja powtórzyła się kolejnego ranka i kolejnego, a jego obecność na łóżku była coraz dłuższa. Pod koniec tygodnia już kładł się obok mnie i mruczał zachwycony że jest głaskany
Jego stosunek do Kłaczka tez się zmienił. Nie paraliżuje już go strach jak tylko kudłacz pokaże się w pobliżu. Teraz raczej dostosowuj swoją reakcję to jego, jak trzeba to szybko zwiewa, a ja nie trzeba to zajmuje się swoimi sprawami.
Nie wiem co się stało i skąd te zmiany. To był magiczny tydzień
A tu zdjęcie jeszcze z czasów kiedy Uma go pocieszała w stresujących czasach.
