Luniek nie żyje - Luniek wegetuje między ulubionym legowiskiem, szafą, fortecą z krzeseł pod stołem a kuwetą, po wyjściu z której także jest ostatnio atakowany. Rezydent wybrał Luntka jako cel swoich napadów, które są raz mniej, raz bardziej intensywne i zdarzają się po prostu, wystarczy widok Luntka chodzącego po mieszkaniu by rezydent rzucił się na niego. Sytuację nakręca dodatkowo postawa Luntka - łatwej ofiary, czyli paniczna ucieczka. Po każdym ataku Luniek długo dochodzi do siebie. Jest tulony, częstowany smakołykami byle tylko przestał drżeć ze strachu i zapomniał o strasznym zdarzeniu. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie stresu, z jakim Luniek zmaga się każdego dnia. Serce pęka mi na samą myśl, co on musi czuć i że nie mogę mu pomóc. Mam nadzieję, że cbd i zylkene oraz kalmwet, które codziennie przyjmuje choć trochę pomagają mu w pokonaniu ogromnego stresu. Izolacja Luntka nie wchodzi w rachubę, bo z irytacji wynikającej z zamknięcia roznosi drzwi na strzępy. A jedyną alternatywą na tą chwilę jest szpitalikowa klatka, w której totalnie się wycofa i zniknie.
Luniek kiedy tylko zapomina o agresorze, który jest w innym pomieszczeniu, zwiedza sobie swobodnie zakamarki domu, wskakuje na parapet i wygląda przez szybę, nawet próbuje się bawić, zagaduje uroczo. Uwielbia być głaskany i czesany, jego mruczenie jest miodem na ludzkie serce. Przy szykowaniu jedzenia ociera się słodko o nogi opiekuna, a ogonek zawija wokół kostki. Jest kotem spokojnym i nieagresywnym, tylko strachliwym, bojącym się wielu rzeczy, ale czy to wada? Czy znajdzie się wreszcie dom, który doceni jego wrażliwość i da mu szansę na komfortowe, dobre życie?
