Loki pojawił się któregoś dnia w zeszłym roku w miejscu, gdzie dokarmiam bezdomne koty. Wyglądał biednie i był wyjątkowo brudny. Początkowo nieufny, dość szybko pojął, że nie zrobię mu krzywdy, a pełna miseczka dobrego jedzonka zawsze będzie na niego czekała. Po kilku dniach nieregularnego pojawiania się, udało mi się złapać chłopaka i poddać kastracji, którą sfinansowała FKP. Weterynarzowi więcej czasu zajęło wyciąganie kleszczy z jego małego ciałka (ok. 50 sztuk) niż sam zabieg kastracji. Po zabiegu Lokiś trafił na kilka dni do mojej łazienki na rekonwalescencję. Kiedy już nabrał sił, wypuściłam go w miejsce bytowania. Chłopak jest bardzo mądrym kotkiem, wie, że zawsze czeka na niego jedzonko, i został w miejscu dokarmiania kotów. Lokiś otrzymał też ocieplaną budkę, w której zawsze może się schronić i spokojnie przespać. Kotek stosunkowo prędko się przyzwyczaił do mnie, przełamał wycofanie i po pewnym czasie pokazał swoją prawdziwą twarz – Lokiś jest turbo miziakiem i oswojonym kotkiem. Wykorzystuje każdą sposobność by przytulić się do człowieka, a tulony mruczy, grucha i udeptuje. Szkoda, żeby tak cudownie usposobiony kot marnował się na dworze. Przed nim wizyta z kontrolą, standardowym usg, badaniami krwi, testami fiv/felv. Fundacja wesprze go i tym razem. Znając jego stan zdrowia będzie dużo łatwiej szukać mu domku. Mam nadzieję, że Lokiś otrzyma szansę na dom, bo bardzo na to zasługuje.
WIĘCEJ ZDJĘĆ I FILMÓW