Babucha miała wczoraj spory stres. Meridion wiercił dziury w ścianie i musieliśmy przenieść Babcię do innego pokoju.
Babcia była trochę zestresowana, ale zero agresji. Puściła bym ja od razu, ale musiałam ją obejrzeć, bo wcześniej nie miałam okazji spojrzeć z bliska w uszy, oczka i żeby sprawdzić co tam się dzieje w pyszczku.
Oczka wyglądają co raz lepiej, w uszkach teraz zdaje się być czysto. Niestety w pyszczku, wokół pozostałości zęba dzieje się coś niedobrego. Dziąsła są zaczerwienione i to koniecznie musi obejrzeć wet.
Ale właściwie nie o tym chciałam. Puściłam Babuchę a ona, biedulka wpakowała mi się pod łóżko. Czekaliśmy czy sama wyjdzie ale ani rusz. Jedzenie i zabawki - nic. W końcu, po kilku godzinach, musieliśmy ją wyciągnąć sami. Siedziała w pokoju naszych rezydentek i nie mogła tam zostać na całą noc.
Babcia była przerażona i uciekła do swojego pokoiku. Sądziliśmy, że nie będzie się chciała do nas zbliżać. A tu zaskoczenie!
Po godzinie poszłam do niej, usiadłam na podłodze z daleka od Babuni i zaczęłam ją wołać. Babcia wyszła ze swojego posłanka, podeszła do mnie, zaczęła mruczeć i się łasić! Zero focha, jakby wiedziała, że nadal może ufać.
Zupełnie się tego nie spodziewałam, ale Babcia mimo tego, że bywa przestraszoną koteczką, jest też niezwykle ufna wobec nas. Z jednej strony boi się, a z drugiej potrzebuje bardzo dużo miłości. Wręcz domaga się miziania, zdarza jej się pomiaukiwać, żeby ją pogłaskać. To naprawdę kochana staruszka.
A tu fotki Babuni:
