Oficjalnie wyznaję, że kocham Fiolkę.
Dziś pierwszy raz przyszła spać do mnie do łóżka - mimo iż znajdowałam się tam ja i oczywiście trójka rezydentów. Bez żadnych podchodów, krygowania się, wlazła jak młoda foka na plażę i rozłożyła się na poduszce, centralnie obok mojej twarzy, a że kruszynką nie jest, to troszkę się musiałam przesunąć

Rezydenci zresztą też, bo królowa potrzebowała wszak odpowiedniej przestrzeni. Niemniej jakoś się umościliśmy, przysnęłam - i nagle budzi mnie uczucie, że coś dziwnego dzieje się z moją ręką. Uchylam ostrożnie oka - a tam Fiolencja wymywa sobie futerko, a przy okazji zajmuje się moją ręką i dredami, w które ta ręka była zaplątana, a myła je tak delikatnie i pieczołowicie, że aż bałam się ruszyć, żeby jej nie przestraszyć... Nie tylko ja doświadczyłam łaski - tuż obok Fioli leżał Dżender i wprawdzie nie doszło jeszcze do mycia się nawzajem, ale to, że królowa pozwoliła mu położyć się tak blisko, że praktycznie stykali się tyłeczkami, to było COŚ. I tak sobie leżeli, myli się, a kiedy Fiolencja skończyła zajmować się mną i sobą, wyciągnęła się wzdłuż mojej ręki tak, że zadek miała pod moją pachą, łebek ułożyła na dłoni jak na poduszce i zasnęła snem sprawiedliwego, opierając łapki na grzbiecie Dżendera...
I nie wiem, kto po wczoraj jest szczęśliwszy, ja czy on
