Od pewnego czasu pantery, ja i moja Lili żyjemy w absolutnej harmonii. Syczenie prawie ustało, a bicie po pysku ma ewidentnie zabawowy charakter, co mnie bardzo cieszy. Ale największą satysfakcję mam z przemiany, która zaszła w Mieczyku. Z trochę wystraszonego kociaka, który na początku w ogóle nie chciał wychodzić ze swojej kryjówki, który syczał na mnie przeokropnie, który przede mną uciekał, zrobił się całkiem odważny, przyjacielski i niesamowicie czuły kot. Pamiętacie, jak pisałam, że Mieczyk jest mniej skoczny i zwinny od Śledzika? Otóż to Mieczysław jako pierwszy zdobył długo "nieosiągalną" szafkę na korytarzu (ku rozpaczy Lili, bo to na niej chowała się przed chłopakami

). Na gości Mieciu też reaguje już lepiej, co prawda nie gwiazdorzy tak jak Śledzik, ale i nie melinuje się w jakiejś dziurze. Dlatego jestem z niego bardzo, bardzo, bardzo dumna. Tak samo dumna, jak ze Śledzika, że np. od początku miał wspaniały stosunek do mojej dwuletniej bratanicy i z taką cierpliwością znosił, kiedy kładła na nim karteczki udające "bilety na pociąg do Ameryki". Bo Śledzik i Mieczyk to naprawdę świetne i wyjątkowe kotki. Nawet kiedy zrzucają pranie, czy po raz piąty z impetem wpadają w miskę z wodą, rozlewając jej całą zawartość

If cats looked like frogs we'd realize what nasty, cruel little bastards they are. Style. That's what people remember.