Ze specjalną dedykacją dla Cioci Villemo


Została podrzucona do budki na os. Jagiellońskim zamieszkiwanej przez wysterylizowaną kotkę. Gdy do nas trafiła miała koci katar, trochę mieszkańców (zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych) i co się chyba rzadko zdarza u kotów pęcherze na poduszkach tylnych łap.
Oczywiście już dawno zdążyła wyzdrowieć


Od samego początku była bardzo proludzka i prokocia. Jest bardzo zabieganym kotem, który choć lubi głaskanie niebardzo ma na nie czas

Bardzo szybko zaprzyjaźniła się z Marchewą i Pipi, z którą teraz najchętniej się bawi. Niestety ciotka Tusilla ciągle jest nieprzejednana. Bardzo nas to martwi, bo zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia i wolelibyśmy maludy nie oddawać. Mamy więc nadzieję, że ciotka Tutka jeszcze zmięknie.
Początkowo wszystkie próby robienia zdjęć kończyły srebrną smugą przez kadr lub tak:

"dlaczego nikt mnie nie kocha?


"oczywiście sprzątać muszę sama!"



wizyty u Pani Doktor są bardzo męczące


dwie na jednego


dobranoc


jest nadzieja

