Zgłoszenie na maila fundacyjnego. Na Smochowicach na działkach jest stado kilkunastu niewysterylizowanych kotów. Tzn. codziennie na karmienie przychodzi 5 kotów, 2 przychodzą bardzo często, a pozostałe kilka od czasu do czasu.
Ponieważ osoby, które zgłosiły koty, są niezmotoryzowane, ale chętne do współpracy przy sterylizacjach, tzn. chcą się zaopiekować kotami po zabiegach, więc dopychając kolanem swoje obowiązki, postanowiłam pomóc z tymi łapankami i zawiezieniem kotów do weta.
W środę 30.08 udało się złapać wszystkie pięć kotów - te, które są codziennie na działce.
Trzy kotki i dwa kocurki. Wszystkie koteczku już we wczesnych ciążach...
Wśród złapanych kotów był łagodny kocurek, bardzo wychudzony. Karmiciele poprosili, żeby Go odrobaczyć od razu, ale nie robimy tego przy kastracji, bo może być niebezpieczne dla kotów. Ale faktycznie wyglądał bardzo chudo, bok do boku...
Poprosiłam wetkę, żeby zrobiła Mu badania krwi i moczu.
Badania krwi wyszły dobrze, tylko trochę podniesiona glukoza, ale to pewnie ze stresu. Za to z badania moczu wyszedł stan zapalny.
Kocurek dostał antybiotyk na 7 dni z zaleceniem kontroli.
Diagnoza wetki odnośnie chudości - kocurek najprawdopodobniej nie radzi sobie na działkach...
Odwiozłam koty do karmicieli. Ulokowaliśmy je w domku na działce, przekazałam leki dla kocurka. Za tydzień obiecałam zabrać Go na kontrolę. Przykazałam, żeby dobrze karmili i podawali leki zgodnie z zaleceniem.
Wczoraj pojechałam po Niego. Zabrałam Go i pojechaliśmy do wetki. Niestety 200m przed gabinetem niespodziewanie popsuł mi się samochód, ale tak na amen - zgasł na drodze i za nic nie chciał odpalić. Z pomocą kierowcy i Jego pasażerki, którzy zatrzymali się, żeby mi pomóc, zepchnęliśmy auto na pobocze.
Zabrałam transporter z kocurkiem i pobiegłam do gabinetu, żeby jeszcze zdążyć przed zamknięciem. Po wizycie auto niestety też nie chciało odpalić, więc pozostało zamówić lawetę.
Zadzwoniłam do karmicieli, że nie odwiozę Im dzisiaj kocurka, bo nie mam czym. Mogą iść do domu, jutro się jakoś umówimy na przekazanie.
Laweta przyjechała, auto zostało zholowane do domu, po ściągnięciu z lawety oczywiście odpaliło - najprawdopodobniej coś tam się zalało, jak jechałam ze Smochowic w ulewie i przez kałuże... Ale ponieważ było już późno, to kocurek został u mnie.
Niestety nie miałam klatki, trochę się bałam, że jak Go wypuszczę, to może będzie próbował uciekać. Przygotowałam Mu posłanko w szafce, żeby miał taki azyl. Otworzyłam transporter, a On od razu wyszedł i zajął miejsce w tej szafce

Ale nie jakoś gwałtownie. Był bardzo spokojny. Jak zaczęłam Go głaskać, wyszedł i zaczął się ocierać.
O tak:
https://www.youtube.com/watch?v=mso8478 ... CvRF9Bqpqc
No to sobie pomyślałam, że jak jest taki oswojony i do tego nie radzi sobie na działkach, to po co ma tam wracać? Porozmawiałam z karmicielami, zgodzili się, żebyśmy Go przejęli.
I tak oto trafił do nas Javier - imię wymyślił mój TŻ, bo akurat oglądał jakiś film z Javierem Barden

Dzisiaj kocurek trafi do naszego szpitalika na kwarantannę i dokończenie leczenia, a później będzie szukał ds, albo przynajmniej dt.
Jakie to szczęście, że wczoraj popsuło mi się auto

Album Javiera
Playlista Javiera