Początek losów kociąt z Nysy można przeczytać tutaj Nysa i kocięta
Oregano to biało-bury kocurek z wyjątkową plamką na nosie w kształcie łezki, która czyni go jeszcze bardziej uroczym. Ten mały psotnik pełen energii, otwartości i ciekawości, uwielbia być wszędzie tam, gdzie dzieje się coś interesującego. Jego potrzeba uwagi jest ogromna – natychmiast reaguje na kontakt z człowiekiem i zawsze szuka bliskości. Jako prawdziwy atencjusz, Oregano chętnie zaczepia, domaga się głaskania i przytulania, a jego otwartość na ludzi i otaczający świat sprawia, że nie sposób nie zakochać się w nim od pierwszego wejrzenia.
Jego charakter to mieszanka psotnego temperamentu i czułości. Oregano potrafi zaskoczyć swoją odwagą, ale zarazem ma w sobie delikatną stronę, którą pokazuje, gdy tylko poczuje się bezpiecznie. To kotek pełen radości, który pragnie być częścią rodziny, gotów do zabawy, ale także do okazywania miłości i czułości.
Jego otwartość na życie, potrzeba bliskości oraz pełna psot energia sprawiają, że z pewnością jest niezwykłym kotem
Kolejny Sylwester za nami. Najstraszniejszy dzień prawie dla każdego zwierzaka. Mimo rosnącej świadomości społecznej, wielu próśb o nie strzelanie, obchodzony cięgle hucznie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Choć wydaje mi się, że z każdym rokiem trwa to krócej, jest więc może nadzieja.
Fundacyjny szpitalik został na ten wieczór zabezpieczony:
na zniwelowanie błysków okna zasłonięte, klatki przykryte, światło zapalne,
na huk włączona pralka.
Na szczęście koty zniosły to dobrze, bardziej zainteresowane dyżurną niż zamieszaniem za oknem.
Poprzedni rok był dla Oregano dobry - przeżył powódź, znalazł pomoc. Miejmy nadzieję, że nadchodzący rok będzie jeszcze lepszy i dostanie swojego człowieka na własność
Orgon... Oregon... Oregano oficjalnie stał się naszym tymczasem. I wcale nie dlatego, że wygląda jak mała kopia Pasiuka. Wcale a wcale.
Od razu po przyjeździe Oregano zachowywał się, jakby nigdy nigdzie indziej nie mieszkał. Przestrzeń? Nowe zapachy? Obcy ludzie? Na wszystko miał jedną odpowiedź: "ALE FAJNIEEEEEE!!!". Pierwszą godzinę po wyjściu z klatki po prostu biegał. Biegał tak, że aż zaczął ziajać, ale nie miał zamiaru przestawać - możliwość rozpędzania się i robienia ósemek wokół doniczek, kwietników czy nóg krzesła zachwycała go niewymownie. Dał też pierwsze dowody przynależności do Ducha Pasiuczego: jeśli gdzieś można było bęcnąć czerepem podczas skoku, to bęcał. Jeśli z czegoś można było zlecieć - zlatywał. No i całym sobą cieszył się z każdego głasku, traktorząc niemal bez przerwy, ocierając się nam o kostki i włażąc pod nogi. Cały był małym futrzanym szczęściem.
Obecność rezydentów napełniła go olbrzymim zachwytem i mimo ich chłodnych reakcji (Burak nienawidzi świata, Wydra jest zazdrosna, Dżender uważa, że swoje dzieci już odchował, a Pasiuk ma ewidentnie PTSD(idi) po ostatnim kociaku), Oregano nie ustaje w wysiłkach, aby się z nimi zaprzyjaźnić. Urocze jest to, że jednocześnie nie jest ani trochę nachalny, całym sobą pokazuje, że ciocie i wujkowie po prostu go fascynują - na każde burknięcie czy krzywe spojrzenie natychmiast kładzie się na boczku i pokazuje brzuszek, demonstrując wszem i wobec swoje przyjacielskie zamiary. Oregano wyraźnie bardziej niż siostra lubi koty, bo stara się wykorzystać każdą okazję, aby móc się do któregoś przytulić czy chociaż położyć obok. Nie znaczy to jednak, że człowiek jest mniej ważny! W porównaniu z Chili mały jest wprawdzie ODROBINĘ bardziej zdystansowany, ale znaczy to tylko tyle, że nie próbuje położyć mi się na głowie za każdym razem, kiedy się kładę - swoją drogą przez długi czas oba kociaki uważały, że leżący człowiek to stwór koszmarny i niechybnie pragnie je zamordować, bo na sam widok głowy na poduszce uciekały z krzykiem. Czasy to już jednak minione, a Oregano rozsmakował się w drzemkach ucinanych u człowieczego boku/obok stopy/przy łydce/i tak dalej. Mały ma przekomiczny sposób kładzenia się - pędzi, staje, a potem uwala się niczym chłop na dożynkach, gdy go gorzałka zmorze. Dużo mniej przekomiczna jest jego namiętność do obdarzania miłością śpiących ludzi w środku nocy -.- I od razu odpowiem - nie, nie da się nie zwracać na niego uwagi, ponieważ w romantycznym szale ma zwyczaj bardzo nieromantycznie gryźć w nos.
A poza tym je, rośnie, kuwetuje i bawi się do upadłego. A my, chociaż czasami klniemy pod nosem, jakoś tak dobrze czujemy się z faktem, że nie musi już siedzieć w klatce...
A kim to jesteś, rzekł dumny lord, że muszę ci się kłaniać?
Jedynie kotem innej maści, takiego jestem zdania!
W płaszczu czerwonym albo złotym, lew zawsze ma pazury
Lecz moje równie ostre są i sięgną twojej skóry.
Orgon, Oregon - może Orgonit ;-) (swoją drogą dziwne, że takiego imienia jeszcze nie było w fundacji...)
No cukier w cukrze. Chociaż to gryzienie nosa dość ryzykowne.
Mruczenie jest bardzo ważne. Mruczenie wygrywa za każdym razem. (T. Pratchett)
U Oregano trochę gorzej niż u siostry, albowiem po szczepieniu rozłożył go koci katar. Szczęśliwie dramatu nie było, ale doleczy się nie możemy już chyba 4. tydzień. Osłuchowo ok, węzły ok, tylko spojówki nie ok. Trzymajcie kciuki, żeby następna kontrola wreszcie przyniosła jednoznacznie dobre wieści. Oczywiście gdyby spytać Oregano, to chory był może z 2 dni - apetyt i humor dopisują jakby nigdy nic
W ramach dobrego humoru Oregano chętnie przesiaduje w wannie. W ogóle i jemu, i Chili jakoś specjalnie nie przeszkadza moczenie łapek czy futerka. No i potem napotykamy takie niespodzianki:
Z innych ciekawostek - mamy z jaggal ewidentnie szczęście do kotków z objawem rąbka w nerce, bo oba Nysiątka go mają, co czyni je trzecimi naszymi tymczasami z takim cosiem. Standardowe postępowanie? Obserwacja i regularne kontrole USG Takoż zatem czynić będziemy!
If cats looked like frogs we'd realize what nasty, cruel little bastards they are. Style. That's what people remember.
Postszczepieniowe perturbacje trwają – na kontroli pani doktor stwierdziła, że jedno oko jest okej, ale drugie nie za bardzo i cóż, Orgonit nie uniknął pobrania wymazu, chociaż bardzo mu się to nie podobało i płakusiał żałośnie podczas trwania całej procedury :< Zrobiliśmy mu także ponowne testy FIV/FeLV (negatywne!) i zważyliśmy, odnotowując piękne trzy kilo wagi (to i tak zaskakująco mało, biorąc pod uwagę, ile Oregon potrafi zjeść). Procedura zakraplania oczu i wspomagania odporności utrzymana, szczepienie roboczo umówione na początek kwietna, a później będziemy się przymierzać do kastracji.
Wszystkie te wizyty weterynaryjne poskutkowały szybką ewolucją, w wyniku której nasz koci młodzieniec stał się kocim mężczyzną – na widok transportera ucieka równie szybko, jak dorośli rezydenci. Orgon jest w nich nadal niezmiennie zapatrzony i nie przepuszcza okazji, żeby spróbować się położyć obok, przytulić czy nawet podłożyć łepetynę do mycia. Cechuje go przy tym radosna subtelność słonia w składzie porcelany, który trochę nie zauważa, że inne koty niekoniecznie mają w danym momencie ochotę na interakcję… Cóż, (nie)stety radosny entuzjazm Ogona nie idzie w parze z intelektem i subtelnością, ale to czyni go właściwie jeszcze bardziej uroczym i udowadnia, że zdecydowanie drzemie weń Pasiuczy Duch*.
Zdecydowanie nieurocze jest natomiast nieodmiennie uskuteczniane bezpardonowe gryzienie po twarzy i rękach w przypływach miłości podczas godzin bardzowczesnoporannych.
* The OG Pasiuk w dalszym ciągu nie może się zdecydować, czy bardzo Organa lubi, czy raczej się go boi – ma za swoje, niech się przekona, jak to jest bawić się z kimś, kto dysponuje delikatnością pociągu pancernego.
A kim to jesteś, rzekł dumny lord, że muszę ci się kłaniać?
Jedynie kotem innej maści, takiego jestem zdania!
W płaszczu czerwonym albo złotym, lew zawsze ma pazury
Lecz moje równie ostre są i sięgną twojej skóry.
Niby minęły niemal dwa miesiące (tu pokutnie sypiemy głowy popiołem...), ale ten wpis można by zacząć tak samo, jak poprzedni: postszczepieniowe perturbacje Oregano trwają. Otóż - w oczku "nieokej" wyszła nam w wymazie mykoplazma. Wskutek omyłki przez chwilę krążyła plotka o chlamydii i już mnie samą oko zaczęło swędzieć i się zastanawiałam, jak wytłumaczę światu, że mam chlamydiozę od kota... No ale ostatecznie chlamydia okazała się mykoplazmą.
Protokół leczenia mykoplazmy? Niespodzianka! Taki sam jak chlamydii. 4-6 tygodni podawania antybiotyku. Obecnie jesteśmy na finiszu. Teraz 2 tygodnie przerwy, badania krwi i decyzja, czy możemy kawalera w końcu ciachnąć, a - powiem Wam - jest co ciachać. Tyle "męskości" nasz dom to chyba nigdy nie uświadczył. Potem ponowny wymaz i... MOŻE W KOŃCU SZCZEPIENIE. Najzabawniejsze jest to, że Oregano ogólnie od 2 miesięcy nie wygląda na chorego kotka. Ani nie zachowuje się jak chory kotek. Za to pięknie rośnie - będzie z niego duuuży kocur.
Prosimy o trzymanie kciuków za szczęśliwy koniec przygód zdrowotnych, bo na Orgona i jego siostrę KTOŚ fajny już czeka!
Na koniec zmiana pościeli z kociakami:
If cats looked like frogs we'd realize what nasty, cruel little bastards they are. Style. That's what people remember.