Jako, że mój synek "strzelił" mniej więcej 40 000 zdjęć dziewczynkom, postaram się przebrnąć przez nie (najchętniej, jeszcze przed emeryturą) i wrzucić te najciekawsze
Tymczasem, u dziewczynek wszystko OK, z drobnymi jedynie przygodami. Pamiętacie kwiatek doniczkowy )wspomniany w poprzednim poście), nad którym znęcała się Ampułka? Obgryzła go już ponad połowę, zainteresowałem się więc, skąd to jej wyjątkowe zamiłowanie. Zielistka - bo o tą roślinę chodziło - chociaż całkowicie nieszkodliwa, (co sprawdziłem jeszcze zanim dziewczynki do mnie trafiły), ma jeszcze jedną cechę, która mi wcześniej umknęła. Otóż, na wiele kotów, działa podobnie jak waleriana czy kocimiętka - delikatnie się nią odurzają.
Okazało się, że Ampułka ma jednak zapędy do zostania kocią "narkomanką" - o ile wcześniej, roślinę obgryzała intensywnie, ale tylko od czasu do czasu, to ostatnio z zielistką niemal zamieszkała. Podgryzała, wyrażała swoją miłość do kwiatka mruczeniem i ocieraniem, po czym, rozanielona, schodziła i rozpoczynała charce, bawiąc się wszystkim - wliczając w to ogon Fiolki (tudzież ciągłe zachęcanie jej do wspólnej zabawy), która powoli zaczęła mieć dosyć ciągłego "imprezowego, upalonego" nastroju towarzyszki. Gdy po kilkunastu minutach efekt "schodził" Ampuła wracała na szafkę i tak ad infinitum...
W związku z tym, rozpoczęliśmy odwyk i zielistka poszła "pod klucz" do mojej sypialni, zamieniając miejsce z inną rośliną, bez efektów ubocznych. "Uzielona" Ampułka nawet nie zauważyła zamiany, więc widok jej reakcji, gdy wróciła po kolejna "dawkę" był bezcenny - standardowo zaczęła ocierać się o (nowy) kwiatek, powąchała... I zdębiała

Tak zdziwionego kota jeszcze nie widziałem, aż szkoda, że nie udało się uwiecznić na fotografii.
Tak czy inaczej - efektów "głodu" nie stwierdzono i sytuacja szybko wróciła do normy. Nawet zielistka nieco już odrosła, a "poszlachtowane" liście posłużyły do natarcia drapaka, przez co koty już w 100% uznały go za stolicę swojego królestwa. Przy okazji - biorąc pod uwagę to, co o zielistce wyczytałem (i obserwowałem), mogę z czystym sumieniem polecić jej liście(w umiarkowanej dawce) jako zamiennik obroży feromonowych, gdy stężenie kota w mieszkaniu przekracza poziomy krytyczne - kociarze z anglojęzycznych stron z powodzeniem używają "spiderplanta" do ułatwiania kotom nawiązywania nowych kontaktów. W razie czego, służę rozsadzeniem roślinki, jeżeli ktoś chce przetestować u siebie
Co zaś się tyczy Fiolki, zaprzyjaźniła się już nawet z moim dzieciem - gdy tylko synka nie ma w domu, Fiolencja chyba tęskni, bo murem zaczyna spać ze mną, w nogach albo przy brzuchu. Towarzyska i uczuciowa z niej bestyja niesamowicie, czasem aż żal, że nie jest człowiekiem

Chociaż, raz podpadła - ni z tego, ni z owego, zaczęła sikać wszędzie, tylko nie do kuwety (brodzik, kąty w łazience, moje buty w przedpokoju

). Szukałem przyczyny (zwłaszcza, że Ampułka nadal bez problemu korzystała z kuwety), bezskutecznie - kicia wyniki badania ma doskonałe, poza tym, zachowywała się w 100% normalnie.
Co się okazało? Otóż "księżniczce" zaczęły przeszkadzać drzwiczki w kuwecie

. Któregoś razu, "przyłapałem" ją, jak próbuje się umościć w kuwecie, rezygnuje, po czym idzie obsikać moje buty

Otóż, gdy Ampułka wchodzi do "wychodka" w całości, tymczasem Fiolka umieszcza tam tylko tylną część ciała, głowę i przód zostawiając na zewnątrz (przypomniało mi się, że Alicja wspominała, jak to Fiolka zaczęła korzystać z kuwety dla kociąt, właśnie w ten sposób). Drzwiczki jej w takiej pozycji przeszkadzają - na początku, nie grymasiła, ale gdy poczuła się pewniej w nowym miejscu, chyba postanowiła dosadniej domagać się wygód
Zdjęcie drzwiczek zlikwidowało problem - po kilku dniach próbowałem ponownie przyzwyczaić ją do "drzwiczkowej" kuwety (wolałem, by jednak była zamykana), co natychmiast poskutkowało ponownym "zmoczeniem" butów w holu. Machnąłem ręką, i kuweta została bez drzwiczek, a Fiolka zrobiła się jeszcze bardziej przymilna - no i jak się tu na taką gniewać?
/Estel