Ostatnio przyszła do nas znajoma, dawno jej u nas nie było i się pyta, a co to za kot? i czemu znowu rudego wzięliśmy?? Ależ się zdziwiła, kiedy powiedziałam, że to ciągle ten sam Dyniutek

Stwierdziła, że to kompletnie inne stworzenie teraz, że wygląda jakby miał o połowę mniej lat i ciekawe, że jednak potrafi być tak żwawy

oczywiście nie obyło się bez sesji drapankowej, bo każda ręka dobra jest (szczególnie uzbrojona w pazurki).
Poza tym zaliczyliśmy wizytę u weterynarza. Okazało się, że wraz ze zdrowiem poziom odwagi u Królewicza skoczył znacząco w górę... zwykle Dyniutek udawał martwego i kulił się jak najbardziej w sobie. Tym razem jednak osyczał Panią doktor, prychał, dał sobie jakoś pobrać krew (nie bez buczenia), ale potem nie pozwolił sobie pobrać moczu, już usg to było zbyt wiele! 3 osoby musiały go trzymać, ale i tak wierzgał się zbyt mocno i walecznie, żeby cokolwiek pobrać
na koniec schlebkował się obrażony i trzeba się było nieźle nagimnastykować, żeby obciąć mu pazurki.
takie ze mnie niewinne stworzonko
a najbardziej to lubię pospać z ludziami, nawet jak nie ma miejsca, to tak się kokoszę i rozpycham, aż się to miejsce znajdzie
co mówisz człowiek? że pańcia musiała zejść, żebym się zmieścił? no to co, teraz sobie przynajmniej foteczki porobi...
mnie się nie odmawia przecież
Tylko cały czas nie rozumiem, czemu nikt mnie nie chce... ludzie przychodzą czasami, pytają i nie wracają... jestem królewiczem, jestem rudy i piękny, a że mam alergię i trzeba zwracać uwagę na moje zdrowie? to co?? na swoje nie zwracacie??? i tak sobie czasami smutno dumam...
