Krówki miały dziś szczepienia

Odi najwytrwalej uciekał - jako pierwszy na tapetę poszedł Jaime (który już na widok mojego ojca - a ich lekarza) spierdzielił za kanapę. Trzymaliśmy go we dwoje, a wtedy Odi kiknął i z miną: "to ja już sobie pójdę, mnie tu wcale nie było" zmył się z pokoju. Z Brienne poszło najszybciej, acz jęknęła płaczliwie na widok strzykawki. A potem czekała nas upojna gonitwa
Z racji tego, że Odi kocha wszystkie pieszczotki, ale nie znosi noszenia go na rękach, poprosiłam, żeby ojciec poszedł za nami i zaszczepił go tam, gdzie się uda dorwać kocura. No i ojciec z gotową strzykawką robił krok to w prawo, to w lewo, a my goniliśmy Odysia po całym mieszkaniu

Momentu zastrzyku najwyraźniej nie poczuł, po czym obraził się na jakieś dwie - trzy minuty, pogardliwym wzrokiem obrzucając smakołyki, którymi próbowaliśmy go pocieszyć... acz później chyba uznał, że obraza obrazą, była już dość czytelna, a dobrego jedzonka się nie odmawia i pochłonął. No i zwinął się jak maleńkie kocię na moich kolankach i domagał się głasków :serduszka:
Przy okazji próbujemy nauczyć krówki chodzenia na puszorku, żeby móc je zabrać na działkę i dać im pohasać po trawie. Z postępów póki co Odi najpierw zwiał na widok zapuszorkowanego Jaime'ego, a ledwo poczuł ustrojstwo na sobie, siknął sobie obficie. W tym tempie zanosi się na to, że już za rok będą gotowe do plażingu
