Kolejne standardowe zgłoszenie - stado kotów, w ogóle nienadzorowane, od czasu do czasu dokarmiane resztkami z ludzkich stołów... Do stada dołączają też inne koty - teren "na oko" jest bardzo przyjazny kotom wolno żyjącym: zieleń, teren zamknięty... Dołączają, bo są podrzucane... Ale to "bezpieczeństwo" to tylko pozory: my wiemy, że jest to teren zapowietrzony: u dwóch kotów stwierdzono nosicielstwo wirusa nabytego niedoboru immunologicznego - u osobników żyjących w domowych pieleszach to nic strasznego, u kotów narażonych na głód, chłód, kontakt z chorobotwórczymi drobnoustrojami to tak naprawdę wyrok śmierci; nie wspominając o możliwości zarażenia innych kotów... Dlatego, kiedy łapie się czarny jak smoła kocur - robimy test - niestety okazuje się on pozytywny... Dlatego Chemik musi zostać u nas, mimo że póki co nie ma ochoty na kontakt z człowiekiem...
Wierzymy jednak, że się przekona, iż człowiek może być fajowy;)
Dzisiaj wędka piórkowa poszła w ruch. Czyli rozpoczęliśmy kolejną smyropatykoterapię oswajającą Jak widać poniżej obiekt terapii wykazywał początkowo szczątkowy entuzjazm. Ale smyranie za lewym uchem okazało się chyba trafione
Odkąd rozpoczęła się smyropatykoterapia Chemik przestał panicznie chować uszy, a dzięki temu okazało się, że ten Kot ma naprawdę przyjemne oblicze! Będą z niego przystojniaki, poczekajcie!
Chemik zdecydowanie nigdy nie zdobędzie medalu za najlepsze pozowanie, ale sukcesem jest już zrobienie fotki bez kupy w tle
Okazuje się, że nie tylko bytowanie w okolicy Katedry Chemii łączy Chemisia z tą dysycpliną naukową. Chłopak jak na prawdziwego Chemika przystało z kilometra wyczuje, czy w jego misce znalazły się niechciane przeciwrobaki, a jeśli uzna, że tak (prawie za każdym razem udaje mu się to bezbłędnie...) zastosuje strajk głodowy. Możecie sobie wyobrazić jak bardzo utrudnia nam to pozbycie się z jego jelitek niechcianych współtowarzyszy...
Smyropatykoterapia daje powolne owoce, klatkę można już sprzątać bez obawy o życie, kota zdecydowanie się rozluźniła, nie chcemy jednak nadszarpnąć dopiero co zdobytego zaufania przymusowym podawaniem leków, dlatego misja antyrobaki była dość karkołomna...
Od dłuższego czasu obserwowaliśmy podejrzane wyłysienia na pyszczku Chemika - zwłaszcza wokół mordki i oczu. W końcu dostaliśmy wyniki posiewu zeskrobin i niestety okazało się, że mamy do czynienia z grzybem
Weszliśmy od razu z ogólnoustrojowymi lekami przeciwgrzybiczymi, bo niestety to jeszcze nie ten etap miłości, w której moglibyśmy raczyć się namoczkami. Na szczęście chemiczny zmysł zawiódł Chemika i póki co wcina leki bez wybrzydzania.
te wyłysienia widać nawet na wcześniejszych zdjęciach.
Nigdy nie widziałem Go w takiej pozycji i tak naprawdę pierwszy raz widzę Jego pyszczek. Jest naprawdę piękny, pyszczek rzeczywiście jest unikalny. Teraz tylko zwalczyć grzyba i mieć nadzieję, że oswojenie będzie postępować, żeby mógł Go ktoś adoptować.
Istnieją dwa sposoby ucieczki od prozy życia: muzyka i koty.
Synuś, Dziczek,Maksima,Gacuś, Kajtuś P, Inka i Ibis w moim sercu i pamięci, na zawsze.