Tak bardzo bym chciała, żeby Grażi zachowywała się bardziej przyjacielsko w stosunku do innych kotów. Ciągle myślę o drugim kocie, ale boję się, że stres związany z nowym towarzyszem mógłby jej zaszkodzić. Szczególnie, że kreatynina znowu trochę wzrosła i trzeba było wprowadzić renalvet.
Minął rok od kiedy Grażynka pojawiła się u nas. W tym czasie zrobiła ogromny postęp w byciu kotem domowym, a nasze początki były naprawdę ciężkie. Szczerze przyznam, że przez pierwsze tygodnie trochę żałowałam, że wzięłam ją do siebie. Z początku nie chciała korzystać z kuwet, mimo testowania wciąż nowych żwirków. Nosiłam ją do kuwety jak kociaka, gdy zanosiło się na siusianie na łazienkowy dywanik. Próby pobrania moczu do badania ciągle kończyły się niepowodzeniem. Nie używała drapaka, a pazury wbijała w kanapę i dywany. Wspinała się po nocach na wszystkie drzwi i miauczała donośnie.
Tygodnie mijały, Grażynka się uspokoiła i my również. Zaczęła kształtować się rutyna i nasze wzajemne relacje. Ona nam zaufała, a my nie reagowaliśmy nerwowo na każde zdarzenie. Teraz jest już tak integralną częścią naszej patchworkowej rodziny, że nawet mój nielubiący kotów TŻ zbudował jej wolierę na ogrodzie i wyprowadza na szelkach na spacer. Widok spokojnie śpiącej na kanapie Grażi jest nagrodą za wszystkie dotychczasowe trudy.
I nadal jest pulpetem, co widać na załączonym obrazku...
A tu dla porównania Grażi za czasów bycia fit
