Dusia kolejny miesiąc jest już na lekarstwach osłaniających wątrobę. Miała ostatnio pobraną krew do analizy. Wyniki były nieco gorsze, zostało jej więc zmienione lekarstwo na inne o nieco mocniejszym działaniu. Pani weterynarz uprzedziła, że może być problem z jego podawaniem, bo tabletka jest bardzo duża i bardzo gorzka. Jak bardzo ? No, bardzo. Sprawdziłam więc… Bleeeeee… Rzeczywiście. Tabletka jest obrzydliwie gorzka.
Jak takie gorzkie lekarstwo więc jej podać ? Próbowałam normalnie, prosto do pyszczka. Nie pozwalała, a po próbie patrzyła jeszcze z takim wyrzutem… Gdy na silę w końcu wepchnęłam jej tabletkę, tak się broniła, że aż mnie drapnęła. Nie, tak nie można. Po kilku razach obie będziemy zestresowane, ja podrapana i pogryziona, a kocia miłość może się zmienić w strach, niechęć i stres. A to nie o to chodzi, by jedną chorobę zastąpić drugą od stresu.
I tu z pomocną przybyła Kotekmamrotek, która podsunąła sposób przemycenia paskudnej tabletki.
Tabletkę pokruszyłam, co w samo sobie nic nie pomaga, a może jeszcze przeszkodzić w podawaniu. Ale tak pokruszona pomieszałam z jedzeniem i dodatkowo przykryłam jej przysmakiem. Uda się, czy zniechęci do przysmaku ? Na szczęście udało się. Zjadła wszystko. I drugiego dnia taka sama reakcjia, wylizana miseczka.
Teraz pozostał już tylko jeden problem – potrzebne są zwiększone ilości jej przysmaku, którego nazwa przypomina kocie miałknięcie zamknięte w serduszku

.
